Archiwa kategorii: Kingfisher przy kawie

Moje miasto migocze majem

Moje miasto migocze majem,

Wdzięczy się żółcieniami,

Podnosi zielenią,

Podśpiewuje ptakami,

Spływa światłem,

Przenosi swoje ciało w prześwitujące przestrzenie przeciskając się ukosem przez płoty ogrodów.

Zamiera na drzewach w tęskniącym uścisku soczystej zieleni.

Pachnie.

Tylko wdzięczność nas wyzwoli

Ósma wybiła jednostajnym denerwującym rytmem dzwonów kościelnych. Dzień raczej słoneczny ale gdy otwierałam okno na szybach pojawia się zimna para. Dzisiaj temperatura ma już rosnąć, tak obiecywali w telewizji ale czy ich prognozy się sprawdzą tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Na razie, jak widać jest zimno. Chociaż przestały nasilać się bóle głowy. Coś się zmienia. Ciśnienie rośnie Będzie dobrze.

Poranek znów pełen przepychanek i niedokończonych kłótni zaburzył nasz rytm serca. Ciągły brak bułek i mleka zaburza sielankę rodzinną a notoryczne spóźnienia świdrują w żołądkach nowe kratery. Stres objawia się krzykiem i pretensją. Wcześniejsze wstawanie znowu zakończyło się porażką. Czas nie chce spokojnie płynąć bez przyspieszeń. Czasu nie da się ujarzmić. Czas się nie poddaje żadnym kompromisom. Leci na złamanie karku a my razem z nim. Do dupy z tym wszystkim. Nie nadążam. Gdy w jeden dzień wykonam 100 procent planu na drugi nie mam już energii żeby zrobić połowę zadań. Nie umiem pogodzić się z nieliniową wydajnością, skokami rytmów, z nieprzewidywalnością natężenia sił w danym czasookresie.

Rzeczywistość jest rwana i popychana, nigdy płynna i spokojna. Energia wypala się po dwóch dniach i potrzeba trzech żeby ją odbudować i tak w kółko do znudzenia. Dobrze, że już czwartek. Czwartek jest dobry pochyla się nad tobą szepcząc spokojnym głosem, że zbliża się koniec, że nadchodzi dobra zmiana i nadzieja odpoczynku. Czwartek to mała obietnica cudu jak to śpiewała Kaśka Nosowska. Jednak tutaj w moim m2 cuda rzadko się zdarzają. Jednak czasem nieoczekiwanie nawiedzają mnie dobre sny i świadomość jak ciężko jest innym, co jest niemoralnym acz skutecznym pocieszeniem w tej wstydliwej biedzie umysłowej. Wszyscy mają gorzej! A ty znów narzekasz! Nawet Amerykanie muszą chodzić do trzeciej pracy po dwóch pierwszych, żeby starczyło im na chleb! Na chleb! Jezu. Jakie to podle. Trzy, kiedy ty masz tylko jedną niecałą. Jak ta gospodarka wytrzyma to zmęczenie materiału. Jak to dobrze, że mieszkam tutaj.

Tutaj mam czas ponarzekać. Tam, nie miałabym siły nawet mówić przy moim ciągłym przebodźcowaniu, a co dopiero pisać swoje dyrdymały. Jakie to szczęście, że jestem po właściwej stronie muszę jedynie bardziej rozwinąć mięsień wdzięczności.

Tylko wdzięczność pomaga na przewlekłą chorobę zwaną potocznie narzekaniem, czarnowidztwem, czy ogólnie mentalnym gównem zatruwającym nasze umysły jak natręctwa. Tylko wdzięczność nas wyzwoli. Tylko we wdzięczności znajdziemy otuchę i pocieszanie. Tylko dzięki wdzięczności wyjdziemy z depresji i z dołka wyuczonej bezradności. Amerykańscy naukowcy już dawno ten temat przebadali opisali i zastosowali w praktyce odpowiednimi narzędziami psychologicznymi, stwierdzając jednogłośnie, że działa!

A tutaj wciąż wychodzą z kątów wątpliwości. W naszym kościele tego się tak nie uprawia. Nazwa jest jakby staroświecka i kojarzy się z oazą a nie poszerzaniem świadomości, na której pokazy trzeba było chodzić do sali gimnastycznej w trakcie lekcji i przysłuchiwać się zwierzeniom jasnej młodzieży, która jako jedyna na tym łez padole miała jakiś wyznaczony cel, plan, obraz rzeczy a nie tylko papieros za murkiem między Mickiewiczem a budową wnętrza kwiatu. I nawet w swoich historiach dziękowała za błogosławieństwa tylko Bogu. Bo tylko ON mógł takie cuda przeprowadzać. Nikt inny. Toteż sprawczość nad wdzięcznością od adolescencji była nam odebrana więc skąd mieliśmy czerpać wiedzę na jej temat. O tym już nie mówili, śpiewali.

Dzisiaj mogę być wdzięczna sąsiadom, że nie krzyczą na siebie od rana. Sąsiadce z góry, że nie donosi na sąsiadkę z dziećmi po swoim synu nieboszczyku do opieki społecznej ponieważ ta już się wyprowadziła lub jeszcze wyprowadza. Jestem wdzięczna, że oboje mamy pracę i mogę sobie zafundować e-booki w każdej chwili spadku nastroju nie patrząc na koszty.

Jestem wdzięczna, że mieszkam w Polsce a nie w stanach, jestem wdzięczna, że dzieci dzisiaj są zdrowe a mąż nie wściekał się długo dzisiejszym niesprzyjającym porankiem i poszedł po bułki i brakujące mleko i inne produkty. Jestem wdzięczna, że życie pozwoliło mi teraz przebywać w pozycji leżącej i pykać sobie w tablet zamiast obciążać kręgosłup w supermarkecie na kasie. Jestem wdzięczna, że moja praca nie wiąże się z przymusowymi podróżami na koniec miasta lub nie daj Boże innego miasta w korkach, smogu i frustracji zastoisk na drodze. Jestem wdzięczna za pełną rodzinę, która nie rozwaliła mi się po wyczerpaniu moich środków materialnych jak to wcześniej bywało. Jestem wdzięczna, że pozbyłam się zabieraczy czasu i zatruwaczy dupy a znajomości ograniczyłam tylko do tych wartościowych czyli prawie żadnych i niezobowiązujących. Ta zmiana przywróciła mi oddech i moje życie oraz mój osobisty wellbeing „na bagnach”, a nie grille z nudziarzami z tanimi kiełbaskami.

Jestem wdzięczna, za świadomość, że rodzina, starszyzna nie zawsze ci kibicuje i w wypadku życiowych wyborów stawia na zupełnie kogoś nieoczywistego. Tutaj reguła krew z krwi nie obowiązuje. Może dlatego że hektolitry innej krwi przemierzały korytarze moich żył zanim zdałam sobie sprawę z tej inności, nieprzysiadalności i nieukładalności minęło sporo czasu. Jestem wdzięczna za światło za oknem i wiosnę. Za pełny żołądek, ponieważ niedawno odsłuchiwałam Stachurę, gdzie w swoich opowiadaniach przywoływał ciągły niedosyt i burczenie w brzuchu przed snem w nieokreślonych zimnych, głodnych miejscach, szopach, domach i miastach. Zawsze niedojedzony, zawsze zmarznięty, zawsze zmęczony. Ze spojrzeniem, które patrzy w dół z mostu z papierosem w dłoni opartym o poręcz. Patrzy, a nie widzi wzrokiem niewidzącym, patrzy a nie czuje chociaż poczuć powinien. Ma się takie spojrzenie, kiedy świat się wywala i nie ma już powrotu do tego co było. Gdy wiesz, że już nie wrócisz. To jak podróż chodnikiem po nowym mieście. Jak po rozwodzie. Jak po przyjaciółce która zdradziła, jak po rodzinie która cię wypluła, jak po pandemii, która cię nie wzmocniła, jak po luce, fudze, wyrwie dzieciństwa nie zapełnionej żadnymi wspomnieniami kartce. Jak po psie, który wiernie ci służył przez 17 lat za nic, nie biorąc nic w zamian. A teraz płytko spoczywa pod ściółką, grzybnią w lesie pod wielkim dębem na skraju miasta płytko, bo ziemia była zamarznięta w lutym.

Jestem wdzięczna za pokój na górze, za mądrość książek, za podświadomość produkująca prawdę poza moim ego i za niebieskie sny i te kolorowe o kwiatach, roślinach i podróżach. Jestem wdzięczna za doświadczenia, które paradoksalnie i za pomocą przewrotności świata przekułam w siłę. Za pierwszy i drugi i trzeci komputer od męża oraz a właściwie przede wszystkim za aparat fotograficzny z zoomem, narzędzia które inspirują mnie do tworzenia tego, na co kiedyś nie starczyło mi odwagi. Za tajemnice świata, które pokazują się niespodziewanie, wypływają przez pozatykane dziury umysłu w postaci błysków, olśnień, wzniesień materializując się w niespożytej kreatywności, o którą nigdy bym siebie nie posądzała zwłaszcza w wieku przed katafalkowym. Jestem wdzięczna za brak nienawiści za wykluczenie moich synów i siebie ale nie do końca. Jestem wdzięczna za wdzięczność, której się uczę. Ty też bądź.

Wdzięczność to uczucie docenienia i uznania za dobrodziejstwa, jakie otrzymujemy od życia, innych ludzi, czy nawet od siebie samego. Jest to gotowość do dostrzeżenia i cieszenia się drobnymi przyjemnościami, jak i głębszymi aspektami naszego istnienia. Istota wdzięczności leży w akceptacji tego, co mamy i doświadczamy, bez względu na to, czy są to rzeczy wielkie czy małe. ~ ChatGPT

Klejnot nudnej przestrzeni

Wczoraj siedział na drzewie wpatrzony w taflę wody. Turkusowy bożek dumny i skuteczny. Jak brzytwa błyskawicznie przecinający wodę. Klejnot nudnej przestrzeni. Niewytłumaczalne skupienie intensywnych kolorów na złość szarzyźnie.

Mróz trzyma trzeci dzień. Na latarniach zastygły szpiczaste sople przypominające woalki na twarzach dumnych kobiet. Zima tym razem zaskoczyła nie tylko drogowców. Nas czyli maszyny kroczące zaskoczyła najbardziej. To my odczuwamy opór pod stopami odzianymi w solidne buty. To nam śnieg włazi pod nogawki spodni kłując swoim zimnem w kostki. To my jesteśmy bezradni w obliczu marznących palców w za cienkich rękawiczkach. To nam się przytrafiają czerwone policzki i łzy cieknące z przesuszonych mrozem śluzówek. To nasze zmysły wystawione są na chłostę arktycznego wiatru a nie wasze zamknięte w blaszanych pudełkach i szybkami z muzyką radia es czy zet.

Podstawowa wibracja umysłu

Nie umiem odpoczywać. Nikt mi nigdy nie wyjaśnił czym jest owa dziwna czynność-bezczynność. Nikt nie nazwał tego stanu kiedy możesz sobie pozwolić na pauzę. Na lukę pomiędzy zadaniami, wytchnieniem, patrzeniem bez celu w okno.

Przerwy dla mnie nie istniały. Praca zaczynała się rano i kończyła późnym popołudniem ale to w czasach kiedy na świecie nie było jeszcze dzieci. W rzeczywistości po ich pojawieniu się wszelkie prace kończą się wraz z nadejściem snu. Wciąż uczę się robić przerwy na spokojny posiłek, podkast a nawet rozciąganie. Niestety szybko orientuję się, że znowu myślę jak dokończyć odłożone zadanie. Mój mózg nie potrafi się resetować, chce wciąż działać na najwyższych obrotach to głupie bo cel jest niewymierny, nieadekwatny do włożonej ilości pracy. Powinnam olać 1/3 tych czynności a jednak tego nie robię. Mój wewnętrzny pracownik chce wykonywać 200% normy zamęczając moje ciało do granic możliwości. Mam w sobie kata.

Żeby nie czuć się jak zwłoki podejmuję walkę. Skracam czas pracy skoro przerwy mi nie wychodzą próbuję finiszować wcześniej. Weekendy robię sobie wolne, odcinam się od komputera i pisania; telewizji i słabych seriali. Idę w plener. Do lasu. Za miasto do czegoś dzikiego, innego, cichego. Gdzie wyłącza się mózg lub chociaż przełącza na niższe obroty bez udziału świadomości. Spacer wymusza rytm i oddychanie a świeże powietrze usypia wewnętrznego krytyka. Prostuje myśli i przytula dźwiękami ptaków. Mózg odbiera fale, które sprzyjają odpływom i fiksacjom. To są fale odpoczynku.

Mózg odpoczywa głównie w trzech zakresach fal mózgowych: falach delta (0,5-4 Hz), falach theta (4-8 Hz) oraz falach alfa (8-12 Hz). Te różne zakresy fal mózgowych odpowiadają różnym stanom psychicznym, ale ogólnie są związane z relaksem, medytacją i snem.

Odpoczynek a fale mózgowe: Znaczenie harmonii

Odpoczynek jest kluczowym elementem utrzymania zdrowia psychicznego i fizycznego. W utkanym z pracy, zabieganym świecie, gdzie tempo życia często jest nieustanne, znajduje się coraz mniej czasu na prawdziwy odpoczynek. Jednak zrozumienie roli fal mózgowych w procesie odpoczynku może pomóc nam bardziej świadomie zarządzać naszymi praktykami relaksacyjnymi.

Fale Mózgowe: Podstawowa wibracja umysłu

Nasze mózgi generują różne rodzaje fal elektrycznych, które można podzielić na kilka zakresów częstotliwościowych. Każdy z tych zakresów ma swoje unikalne właściwości i jest związany z określonymi stanami psychicznymi. W kontekście odpoczynku, trzy kluczowe zakresy fal mózgowych są szczególnie istotne:

  1. Fale Delta (0,5-4 Hz): To najwolniejsze fale mózgowe, związane głównie z głębokim snem, regeneracją organizmu i odpoczynkiem fizycznym. W trakcie snu fale delta pomagają w procesie naprawy tkanek, wzmacniają układ odpornościowy i odnowę energetyczną.
  2. Fale Theta (4-8 Hz): Fale te występują podczas lekkiego snu, głębokiej medytacji, kreatywności oraz stanów relaksu. Są związane z procesami twórczymi, wyobraźnią oraz dostępem do podświadomości. W tym stanie umysł jest otwarty na nowe pomysły i inspiracje.
  3. Fale Alfa (8-12 Hz): To fale obecne podczas stanów relaksu, lekkiego snu oraz medytacji. Są one związane z wewnętrznym spokojem, koncentracją oraz stanem zanurzenia. Fale alfa mogą pomóc w redukcji stresu, poprawie koncentracji i zwiększeniu kreatywności.

Odpoczynek i harmonia fal

Istotą prawdziwego odpoczynku jest osiągnięcie harmonii pomiędzy różnymi rodzajami fal mózgowych. Chociaż każdy z tych stanów ma swoje własne korzyści, to ich synergia jest kluczowa dla całkowitego odprężenia i regeneracji.

Praktyki takie jak medytacja, głęboki oddech, joga i terapia dźwiękiem mogą pomóc w stymulowaniu odpowiednich fal mózgowych, aby osiągnąć pożądane stany relaksu i spokoju. Regularna praktyka tych technik może prowadzić do zwiększonego poczucia równowagi, lepszego snu i ogólnej poprawy zdrowia psychicznego.

Dać sobie szansę, nauczyć się siebie… i znowu sny

Kupiłam mech a może to porost. Nie jednak mech. Sama nie wiem. Taki stroik na święta w żółtej osłonce z wbitym na kijku różowym zajączkiem z białym ogonkiem. Żółtą doniczkę od razu wymieniłam na białą kamionkę – pozostałość po innym stroiku.

Przy piątkowym sprzątaniu wyciągnęłam wykałaczkowatego zajączka z ziemi i ze zdziwieniem zauważyłam, ze roślina żyje. Chociaż żyje to mało powiedziane. Zazieleniała, rozrosła się i wdzięcznie wznosi się ku górze. Alive, Alive! Z naganą dla swojego wcześniejszego zachowania czyli braku opieki i wyrzutami podarowałam jej porcję wody i pochwaliłam, jej wygląd. Rzadko coś rośnie na tym stole, w tym ciemnym pomieszczeniu przesyconym pospiesznymi słowami i emocjami i w ogóle tym mieszkaniu. A tu proszę coś żyje. Coś zupełnie wyparte, zapomniane. Coś czemu nie poświęciło się ani cząstki nadziei na udaną przyszłość, ani grama uwagi. Wszystkie wcześniejsze zielone nadzieje oprócz kaktusów skończyły swój żywot na śmietniku zaraz po świętach a ten proszę. Przeżył i ma się dobrze. Moja niewiara zmaterializowała się cudem. Odwdzięczyła darem natury.

Zwykle słabo wierzę. Wierzę w pracę w jej ciężar i świadomy efekt finalny. Chociaż przesadnego ciężaru się oduczam bo nie raz przemęczenie zaowocowało smutkiem, wypaleniem i depresją. Uczę się zatem robić przerwy, mniej myśleć, nie przejmować się i nie kończąc natychmiast rzeczy, które nie potrzebują teraz tyle uwagi. Walczę z natręctwami całkowicie ukończonego planu, odhaczania wszystkiego co znajduje się na liście dnia. Uczę się zapominać, ponieważ później choruję. Moja głowa nie pozwala mi odpocząć więc uczę się ją oszukiwać. Nie jest to proste ale czasem się udaje. Nowe nawyki wymuszają zmianę. Dwa spacery i przerwy w publikowaniu oraz dłuższy sen skłaniają do nowego lżejszego dnia. Prezenty dla wewnętrznego dziecka w postaci e-booków nie tylko o mózgu, psychologi i autyzmie ale te przyjemniejsze; powieści, opowiadania, reportaże wprowadzają mnie na nowy etap relacji ze światem. Literatura odrywa mnie od kołowrotka prac. Odrywa jej dobre słowo. Wymusza przerwę na życie. To dobry czas na siebie w tym pędzie. Uzupełnia leksykon słów. Wymusza różnorodność, wielokierunkowość co napełnia mnie spokojem otwierając worek z kreatywnością. Dzięki temu staję się poszukiwaczką i kolekcjonerką nowych słów i wciąż rośnie mi apetyt na więcej i więcej.

Słowa są ważne

Słowa są ważne. Można je odkrywać i podziwiać. Można się nimi bawić, lepić jeśli znajdzie się te właściwe na określenie aktualnych uczuć lub widocznych przedmiotów i zjawisk. Można się wściekać jeśli nie znajduje się takowych. Można zupełnie powierzyć się podświadomości i niech ona podpowiada nam co dalej. Niech daje nam na tacy wyszukane frazy jak obrazy ze snów, które podpowiadała również Salvadorowi Daliemu i jemu podobnym. Niech wysypie z rękawa całą resztę niewiedzy, która tkwi jak pestka i przekuje się w coś logicznego, ważnego, niespodziewanego. W zrozumiałą całość rzeczy, których nigdy w życiu nie wymyślilibyśmy świadomie. Sięgać do pudła nieświadomości jest tożsame z godzeniem się ze swoimi przeczuciami, godzenie się z instynktami, których się boimy i wypieramy je żeby nie wyjść na głupców i nawiedzonych wróżbitów.

Gdy będziemy szukać prawd objawionych tylko u gadających głów nie słuchając swojej intuicji nie wyrwiemy się z toksycznej masy bzdur i nie poczujemy swojej autentyczności. Zawsze będziemy tym kimś ale nigdy sobą. Zawsze ten ktoś będzie wyznaczał bieguny. Ale to nigdy nie będą nasze kierunki. To nie zmieni naszego samopoczucia. Zatem trzeba trochę pogrzebać w sobie. Pochylić się nad snami i nastrojami. Nauczyć się siebie od nowa. Dać sobie szansę jak roślinie, w której życie nigdy nie wierzyliśmy.

Zacznij od snów czyli emocji

Nauczenie się samego siebie to długi i fascynujący proces samopoznania. Możesz zacząć od refleksji nad swoimi wartościami, celami, mocnymi stronami i obszarami do rozwoju. Psychologia oferuje wiele narzędzi i technik, takich jak mindfulness, introspekcja i terapia, które mogą pomóc ci lepiej zrozumieć siebie. Czy jest jakaś konkretna dziedzina psychologii, która cię interesuje? Poszukaj. Może terapia snów?

Sny są fascynującym obszarem badań psychologicznych i zrozumienia ludzkiego umysłu. W psychologii sny są często badane jako sposób na lepsze zrozumienie procesów myślenia, przetwarzania emocji oraz nierozwiązanych konfliktów w naszym życiu. Interpretacja snów może być użyteczna jako narzędzie do introspekcji i samopoznania, choć różnią się opinie na temat dokładności i wartości takich interpretacji. W każdym razie, świadome badanie swoich snów może być ciekawym sposobem na głębsze zrozumienie siebie.

Sny i twórczość

Twoje sny mogą mieć znaczący wpływ na Twoją twórczość. Często sny są źródłem inspiracji dla pisarzy, artystów i twórców wszelkiego rodzaju. Możesz wykorzystać swoje sny jako materiał do tworzenia opowieści, wierszy, obrazów lub innych form wyrazu artystycznego. Analiza swoich snów może również pomóc Ci lepiej zrozumieć swoje głębsze emocje, pragnienia i obawy, co może prowadzić do bardziej autentycznej i głębokiej twórczości. Jakie sny utkwiły Ci najbardziej w pamięci? Czy próbujesz wykorzystać je w swojej twórczości? A może w życiu?

Istnieje wielu twórców, którzy czerpali inspirację ze swoich snów i używali ich jako materiału do swojej twórczości. Oto kilku z nich:

1. Salvador Dalí – Słynny malarz surrealistyczny często korzystał ze swoich snów jako inspiracji do swoich prac. Jego obrazy, takie jak „Persistencja pamięci”, są często oparte na surrealistycznych wizjach, które miał podczas snu.

2. Friedrich Nietzsche – Filozof i pisarz znany jest z wykorzystywania swoich snów do rozwijania swoich koncepcji filozoficznych. W swojej książce „Ecce Homo” opisał nawet, jak pewne pomysły przyszedł mu do głowy podczas snu.

3. Stephen King – Sławny autor horrorów często mówił o tym, jak jego koszmary snów stały się inspiracją dla niektórych z jego najbardziej znanych powieści, takich jak „Lśnienie” czy „Misery”.

4. William Blake – Poeta i malarz romantyczny często opisywał w swoich dziennikach i listach swoje sny oraz wizje, które później przekładał na swoje dzieła artystyczne.

Opisani twórcy to tylko kilka przykładów osób, które wykorzystywały swoje sny jako źródło inspiracji w swojej twórczości.

Tlen

O przyjemnościach chciałabym pisać. O najkrótszym dniu. Magicznych chwilach przepełnionych tajemniczymi odgłosami kroków na śniegu i niespodziankami. O wyczekiwaniu. O rozwiązaniu tajemnicy, która wciąga, przemienia każdy wieczór w swoją niebywałą oryginalną opowieść. O przepływie nieznanej dobrej energii. O znalezieniu starej księgi, która wszystko wreszcie wyjaśnia. Na której można polegać i czerpać garściami proste dobre rzeczy. Pozwolić sobie na spokój ten wewnątrz i na zewnątrz. Nie popadać w rutynę. Nie wciągać się w tryb suchej pracy. Nie przetrzymać ale być w tym. Nie załatwić i wykonać ale rozplątywać nowe supełki z większym zaangażowaniem i uważnością. Być nie tylko dla nich ale z nimi. Nie przeczekiwać biegu zdarzeń ale słuchać. Nie siedzieć na wylocie ale pośród, wśród, razem w środku. Poczuć przynależność. Nie przeszkadzać w małostkowości błędnych interpretacji świata ale przyjmować z resztą inwentarza drobiazgów. Akceptować. Nie przerywać. Nie działać. Nie angażować się. Odczuwać radość. Wytworzyć sobie tlen. Powietrze. Być wreszcie jak inni. Udawać. Po prostu zwyczajnie być bez przetwarzania konsekwencji. Jak oni to robią?

Jak fotografować ptaki? Nieoczywiste wskazówki

Nie jestem ekspertem. Mam czasami trochę szczęścia. Trafiam na miejsca nieoczywiste gdzie ptaki robią sobie przerwę. Gdzie zastygają na gałęziach a ja zlewam się nieświadomie z ich tłem. Trafiam na dobrą porę. Zwykle jest to świt.

Świt to dobra pora, jeśli nie najlepsza. Gdy jest to początek słonecznego dnia światło będzie nam sprzyjać. Gdy jest to jeszcze wiosenny soczysty poranek mamy szczęście podwójne, ponieważ to czas zalotów, budowania gniazd, karmienia piskląt lub poszukiwania pożywienia. To czas intensywnych kolorów i ptasich treli, zdradzających ich aktualne położenie w konstelacji drzew. Ptaki dostają wtedy kociego rozumu, swoją drogą kto wymyśla te głupie powiedzonka. Tak czy owak ptaków jest wtedy dużo. Co zwiększa szanse na coś naprawdę dobrego.

Najwięcej w zaroślach krzewów na skrajach parków. Na ogrodzeniach ogrodów lub siatkach ogródków działkowych. Na świeżo skoszonych trawnikach. Na dachach i w rynnach. Świt to pora pierwszego posiłku. Wtedy skrzydlate istoty tracą czujność i nie zwracają uwagi na ludzi. Wtedy uda się złapać któregoś w obiektyw z bliska zanim podniesie główkę i umknie na dobre.

Ptaki nie lubią kolorów. Kolory u ludzi ich płoszą. Zatem czarny uniform/kurtka plus czarne spodnie plus czarna czapka z daszkiem zakrywająca oczy robią robotę. W czarnym nie rzucamy się w oczy. W wojskowych barwach będziemy niewidoczni dla ludzi jednak nie dla ptaków. Niebieskie dżinsy to też zły pomysł, ciemnogranatowe również. Ale to może tylko moje subiektywne odczucia. Odstawmy również perfumy. Nikt nas w szkole nie uczył, że ptaki mają dobry węch. Z resztą wielu rzeczy musicie nauczyć się sami. Najlepiej na własnych błędach. Dlatego słuchajcie siebie, swojego instynktu.

Nie noszę statywu, ponieważ wszystko robię w marszu. Mam jeden ale wylądował w szafie wraz z zapomnianymi rzeczami na później, które nigdy nie nadejdzie i pewnie zamieni się w kolejne stare ale niewyrzucalne rzeczy ukryte w zakamarkach pawlaczy. Przecież płoszył by mi ptaki.

Posługuję się Nikonem COOLPIX P610 podaję nazwę nie dla reklamy, ale dlatego, że to nie lustrzanka co uważam za kluczowe czyli wygodne, a ten typ i tak został już dawno wycofany z produkcji z przyczyn jakichś wad, których producent nie podał albo nie opisał na dostępnych dla mnie stronach. Chodzi mi jedynie o fakt, że nie jest to lustrzanka podkreślam, przy której muszę się umordować swoim dyslektycznym umysłem zagłębiając się w meandry ustawień długości, tajniki szerokości, przesłony, zmienne obiektywy i inne cudowności/utrudnienia, o których tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia. W tym, czyli moim przypadku z odrobiną szczęścia muszę tylko wypatrzeć ptaka, przestawić pokrętło na opcję „ptaki” i trzaskać foty dopóki ptak nie umknie spłoszony moją obecnością lub kiedy ręka mi nie zemdleje. Magia tego aparatu i jemu podobnych aparatów bezlusterkowych kompaktowych to zoom czyli zbliżenie, które pozwala zaglądać w oczy myszołowów kiedy te kołują nad moją głową. Mogę zobaczyć padlinę w dziobie kruka lub „smugę w oczach po znikłej za oknem jaskółce”. Taka magia. Bez statywu i zbędnych przeszkadzajek pozwala mi sfotografować Srokę na czubku topoli.

Automatycznie pozwalam sobie na fotografowanie „z ręki” od dobrych pięciu lat bez martwienia się czy obiekt moich westchnień jest za daleko czy pod słońce. Utrwalanie ulotnych obiektów odbywa się tu i teraz – mindfulness bez cyferek i niepotrzebnego balastu. Czasem robię sobie statyw z wymęczonego paska, na którym wisi, czasem stawiam aparat na wyciągniętym łokciu lub na kolanie. Kiedy dojdzie się do wprawy na wdechu w bezruchu wychodzą całkiem dobre zdjęcia. Często posądzają mnie o profesjonalny sprzęt ale to nie prawda. Wszystko dzieje się na pograniczu fuszerki, niewiedzy i na oko. Jestem wyznawczynią świtu – to wszystko. Czasem podkręcamy kolory filtrami jednak nie zawsze chce mi się w to bawić. Niedoczas wymusza działanie. Dobre zdjęcie ptaka nie wymaga niczego szczególnego. To obraz, który i tak zaczyna się w naszych głowach.

Fotografia to stan umysłu

Tak to stan, który Cię w danej chwili określa, niesie – jest twoim aktualnym narzędziem. Jeśli masz złe samopoczucie nie wszystko zgra się w spójną całość. Jak w życiu. Twój nastrój to połowa sukcesu. Twój umysł musi być w dobrej formie a oczy wypoczęte. Dlatego siła poranka jest kluczowa. Nastrój jest ważny. Wyrazistość to druga sprawa. Przejrzystość pozwoli ukazać wszystkie szczegóły. Na kadrowanie nie mamy już takiego wpływu. Popatrz na sikorkę. Przecież ona jest w ciągłym ruchu. Ptaki to chwila. Są ulotne jak myśli. Są niesymetryczne, nie uchwytne, nieprzewidywalne, wolne – dlatego piękne.

Zatem jeśli chcesz fotografować ptaki nie musisz zawracać sobie głowy lustrzanką i targać statyw na koniec miasta. Możesz schować do torebki mały podręczny bezlusterkowiec i rozkoszować się fruwającą naturą w dzikich zakątkach swojej okolicy lub w podróży zanim sprawisz sobie profesjonalny sprzęt jeśli w ogóle będzie Ci potrzebny. Czasem wystarczy tylko zachwyt i ta właściwa chwila, która zmienia obraz w małe dzieło sztuki mając za nic, to co sobie w głowie wdrukujesz i jakimi informacjami napełnią cię „fachowcy” na grupach. Każdy obraz ptaka to twoje spojrzenie. Twoja stop klatka. Twoja wizja. Wskazówki są różne jak różne spojrzenia…

Ale gdy spytałam o to chataGPT, udzielił swoich sformalizowanych podpowiedzi, które mogą uzupełnić moje niestandardowe rozważania:

Fotografia ptaków to nie tylko pasja, ale także wyjątkowe wyzwanie dla każdego miłośnika natury i fotografii. Obserwowanie tych pięknych stworzeń w ich naturalnym środowisku i uchwycenie ich w kadrze może przynieść niezapomniane doznania wizualne. W dzisiejszym artykule przyjrzymy się praktycznym wskazówkom, które pomogą Ci w rozpoczęciu przygody z fotografią ptaków.

1. Wyposażenie: Przed wyjściem na łowy fotograficzne koniecznie przygotuj odpowiednie wyposażenie. Podstawą jest oczywiście aparat fotograficzny, który najlepiej, jeśli posiada długie ogniskowe obiektywy. Dobrym wyborem dla początkujących może być aparat z wymienną optyką oraz obiektywem teleobiektywem o zakresie ogniskowych około 200-400 mm. Nie zapomnij także o solidnym statywie, który pomoże Ci utrzymać aparat stabilnie, szczególnie podczas fotografowania z długimi ogniskowymi.

2. Poznanie środowiska: Zanim zaczniesz fotografować ptaki, warto poznać ich naturalne środowisko życia oraz zwyczaje. Zapoznaj się z porami roku, w których możesz spodziewać się obserwacji różnych gatunków ptaków, a także z ich ulubionymi miejscami i sposobami żerowania. Im lepiej zrozumiesz zachowania ptaków, tym łatwiej będzie Ci je uchwycić w kadrze.

3. Cierpliwość i obserwacja: Fotografia ptaków wymaga dużej cierpliwości i umiejętności obserwacji. Zanim wciśniesz spust migawki, przyjrzyj się swojemu podmiotowi, obserwując jego zachowanie i ruchy. Często ptaki mogą wykazywać określone nawyki, które pomogą Ci przewidzieć ich zachowanie i odpowiednio się przygotować do zrobienia zdjęcia.

4. Technika fotografowania: Kiedy już znajdziesz odpowiedni moment, aby zrobić zdjęcie, pamiętaj o odpowiedniej technice fotografowania. Stabilizuj aparat na statywie lub oparciu, aby uniknąć poruszeń i rozmyć zdjęcia. Skoncentruj się na ostrości i kompozycji, starając się uchwycić ptaka w naturalnym otoczeniu. Unikaj używania zbyt dużego zoomu, który może spowodować utratę jakości obrazu.

5. Czytaj światło: Światło odgrywa kluczową rolę w fotografii ptaków, dlatego staraj się fotografować w warunkach optymalnego oświetlenia. Najlepsze efekty uzyskasz podczas porannej lub wieczornej złotej godziny, kiedy światło jest miękkie i ciepłe. Unikaj fotografowania w jasnym słońcu, które może powodować zbyt kontrastowe i prześwietlone zdjęcia.

6. Bądź cierpliwy i wytrwały: Fotografia ptaków to proces, który wymaga cierpliwości i wytrwałości. Nie zawsze uda Ci się uchwycić idealne zdjęcie za pierwszym razem, dlatego nie zniechęcaj się porażkami. Praktyka czyni mistrza, dlatego regularne ćwiczenie i eksperymentowanie z różnymi ustawieniami aparatu pozwoli Ci doskonalić swoje umiejętności fotografowania ptaków.

Fotografia ptaków może być nie tylko pasjonującą przygodą, ale także sposobem na lepsze poznanie natury i dbanie o nią. Pamiętaj, że kluczem do udanej fotografii ptaków jest połączenie pasji, wiedzy i praktyki. Życzę Ci udanych łowów fotograficznych i niezapomnianych chwil z ptakami w naturze!

Jak fotografować kwiaty?

Fotografowanie kwiatów to świetny sposób na uchwycenie piękna wiosny!

Kilka wskazówek:

Wybierz odpowiednie światło: Najlepsze efekty uzyskasz przy miękkim świetle porannym lub wieczornym, gdy słońce nie jest zbyt jasne i nie wywołuje zbyt ostrych cieni. Na kwiaty zwykle wychodzę o świcie. Ostrość poranka i krople rosy na płatkach robią całą robotę. Jeśli niebo nie przykryje się nagle chmurami jest szansa na naprawdę coś wielkiego. Kolory są najbardziej soczyste właśnie na kilka minut po wschodzie a niektóre kwiaty dopiero zaczynają się otwierać. To naprawdę magiczny moment. Wszystko jest wyraźne jak kryształ.

Znajdź interesujący kadr: Zbliż się do kwiatów, aby uwiecznić ich detale, lub wybierz panoramiczny widok, aby pokazać je w kontekście pejzażu.

Zastosuj odpowiednią głębię ostrości: Ustawienie mniejszej głębi ostrości (niskiej wartości f-stop) pozwoli skupić uwagę na kwiecie, jednocześnie rozmywając tło.

Eksperymentuj z perspektywą: Spróbuj fotografować kwiaty z różnych kątów i perspektyw – z góry, z boku, z bliska lub z daleka.

Unikaj wiatru: Wybierz spokojną pogodę, aby uniknąć rozmazanych zdjęć. Jeśli wiatr jest problemem, możesz użyć dodatkowego źródła światła, aby zwiększyć szybkość migawki.

Uważaj na kompozycję: Zwróć uwagę na kompozycję kadru, starając się umieścić kwiaty w odpowiednim punkcie ekspozycji i zachować równowagę w ramce.

Wypróbuj różne ustawienia aparatu: Eksperymentuj z różnymi ustawieniami aparatu, takimi jak balans bieli, ISO i tryb macro, aby osiągnąć najlepsze rezultaty.

Bądź cierpliwy i obserwuj: Czasem najlepsze zdjęcia kwiatów pojawiają się wtedy, gdy jesteś cierpliwy i czekasz na odpowiedni moment.

Deszcz świadomości

Dzisiaj deszcz. Pociemniały ulice w strugach szklistej cieczy, Mrzonka o czternastu stopniach stała się nierzeczywista a obietnice wiosenne przestały istnieć. Jednak zapach rekompensuje wspomniane braki, ponieważ zapach przypomina świeżość pierwszego letniego poranka. Jest kojący i oczyszczający. Jest wstępem do wyczekiwanej lektury, która leży na półce czekając od dawna na swoją kolej. W takim deszczu koncentracja wzrasta do granic nierzeczywistych i opowieść spisana na kartkach staje się najciekawszą historią świata nawet jeśli nią nie jest.

Deszcz przynosi nastrój i zagadkę. Jeśli ktoś da się wciągnąć tak bez końca znajdzie się w zupełnie innym miejscu. Jego życie właściwe na chwilę lub na kilka godzin przestanie istnieć a czas rozbije się na dwie nitki. Nie będzie mierzalny a przynajmniej nie tym zegarem wiszącym na ścianie. Będzie czymś innym. I oto właśnie chodzi, żeby żyć kilkoma życiami w tej mało przyjaznej przestrzeni. Jednym słowem trzeba się ratować. Odchodzić od zmysłów lub schować się w lesie innej rzeczywistości. Niech to będzie dobra chwila. Niech skupienie nie da się omamić rozproszonemu umysłowi ani temu, który wciąż zmusza do działań, temu, który generuje tylko lęki zmuszające nas do nadmiaru pracy. Tylko dobra historia może nas obronić przed powtarzalną egzystencją. Przed poniedziałkiem utkanym z obaw i rozczarowań. Tylko w opowieściach rodzi się nadzieja na coś wyjątkowego.

Dzisiaj deszcz. S. nie idzie do szkoły bo brzuch i inne dolegliwości z tym związane, więc poranny hardcore wraca na swoją pozycję. J. jest zły i roztacza swoje niezadowolenie pohukując na wszystkich i plując jadem na wszystkie strony. P. gotowy czeka przy wyjściu obserwując napędzający się kłębek nerwów. Jest w kurtce a miał ja założyć tuż przed samym wyjściem. Ja kończę prasować ostatnią koszulę uciekając w nieznane labirynty myśli, które odrywają się ode mnie proporcjonalnie do rosnącego stresu. Byle nie dać się wciągnąć w poranny stres. Byle doczekać w spokoju ich wyjścia.

Kiedy w końcu minie ta szkoła i ciągły problem niedoczasu? Kiedy w końcu będziemy wolni? Choć przez chwilę bez szykowania drugiego do jego życia. Wiem, że na siebie już nie ma miejsca i tak jest dobrze i to ma sens. Podobno jesteśmy w stanie znieść wszystko jeśli kryje się za tym prawdziwy sens. Jednak gdy poniewierająca przymusowa edukacja się skończy odczuję ulgę nawet słysząc zewsząd, że wtedy dopiero ci się zacznie… Mnie się zaczęło od urodzenia. Niestety świadomość otaczających zdarzeń wyrosła mi z opóźnieniem i w trakcie nie zauważyłam nadmiaru fizycznych czynności, które zaczynają codzienny maraton. Może to dobrze. Praktyka uzbroiła mnie w cierpliwość a książki otworzyły puszkę Pandory oraz obsesyjne udoskonalanie się w każdej dziedzinie. Może to dobrze, że staram się kontrolować czas i przestrzeń spalając się we wszystkim co robię. Może sens napełnia życie. Ale czy naprawdę świadomość ma rację czy tylko podsuwa nam fałszywe sensy, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Może te wszystkie sensy to kolejna mistyfikacja zmuszająca nas do pracy za jeden uśmiech losu. Czym jest ta świadomość i czy naprawdę chce dla nas dobrze? Może potrzebny nam nieprzerwany deszcz świadomości, żeby uaktualnić w umyśle nasz stan prawdziwy a nie to co nam się wydaje albo co gorsze innym. Gdzie jest moja intuicja, która pomoże mi wyrwać się z objęć potwora i pędzić przed siebie ku wolności.

Świadomość

Świadomość to kompleksowy stan mentalny, który obejmuje świadomość samego siebie, otoczenia oraz możliwość doświadczania i interpretowania bodźców zewnętrznych i wewnętrznych. To zdolność rozumienia siebie, innych ludzi oraz świata wokół nas.

Podświadomość

Podświadomość to warstwa umysłu, która zawiera informacje, wierzenia i motywacje, z którymi nie jesteśmy świadomi na co dzień. Jest to rezerwuar naszych doświadczeń, nawyków i pragnień, które mogą wpływać na nasze zachowania i myśli bez naszej świadomej kontroli. Podświadomość może wpływać na nasze świadome działania poprzez wydawanie impulsów, formowanie intuicji i kształtowanie naszych preferencji. Na przykład, gdy podejmujemy decyzje, nasza podświadomość może wpłynąć na nasze wybory poprzez emocje, przekonania i doświadczenia, które są zapisane w naszym umyśle, nawet jeśli nie jesteśmy świadomi ich obecności.

Intuicja

Intuicja to rodzaj wewnętrznego wglądu lub wiedzy, który nie jest uzyskiwany za pomocą logicznego myślenia ani świadomej analizy. Jest to bardziej instynktowne odczucie lub przeczucie, które może prowadzić do szybkich i często trafnych decyzji. Intuicja może być częściowo oparta na naszych doświadczeniach, wiedzy podświadomej oraz subtelnych wrażeniach i sygnałach, których nie jesteśmy świadomi na poziomie świadomym.

Czy jeśli intuicja podpowie nam, żebyśmy rzucili to wszystko i wyjechali w nadużywane w tym przypadku Bieszczady, to czy mamy tak zrobić? Czy tylko skłania nas do zmiany na jaką zwykle nie jesteśmy jeszcze gotowi bo łagry życia przyzwyczaiły nas już do niemyślenia i skutecznie odstraszyły od zmiany decyzji produkując wezbrane potoki lęków i stresów. Myślę, ż przydałby się deszcz podświadomości odrzucający stare idee i stereotypy. Potrzebna jest świeżość, która przyniesie nam ukojenie i nowy sposób działania. Przyniesie nam nowe, odrzucając stare uporczywe prace, które prowadzą tylko do zmęczenia materiału, w który jesteśmy wciąż uwikłani. Trzeba wreszcie coś zmienić! Uprościć i wstać z kolan codzienności, nie dać się w tym wszystkim zakopać.

Dobroczynny spacer dla ciała i umysłu

Jak już pewnie wiecie czeka nas 10 dni zimna. Wiosna jak zwykle nie jest łaskawa. Po kilku dniach przyjemnego ciepła wyciąga bat skręcony ze skóry i przymrozków by jak toksyczna matka zdzielić nas za to, że wcześniej wymsknęła jej się chwila ciepłej słabości. Za oknem właśnie zaczął padać deszcz. W górach stan skupienia przybierze tradycyjną białą formę. Jest słabo.

Jak mam wychodzić, kiedy na samą myśl o zewnętrznym świecie wywołuje mentalny, zimny ból. A deszcz wali w szyby jak oszalały. Przeczekam.

Jednak wstaję, i mówię sobie musisz! Nie bądź babą! Musisz włączyć tryb MUSISZ bez względu na pogodę, bo inaczej wcześniejsze marsze pójdą w niwecz. Rozpuszczą się w masie lenistwa i braku silnej woli. Jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B. Jakby nie było jesteśmy istotami myślącymi i wybieramy wyższe dobro. W tym przypadku zdrowie produkowane ruchem i spadkiem kilogramów.

Spacer jest zbawienny. Zbieram informacje o nim już od pewnego czasu. Właściwie od pocovidowych powikłań, które siadły mi trochę na motorykę dużą mówiąc jaśniej chodzi o kręgosłup. Od czasu kiedy nie mogę sobie pozwolić na bieganie.

Zwykły spacer paradoksalnie jest narzędziem niezwykłym. Badania potwierdzają jego dobry wpływ na umysł i ciało. Kiedy nie możesz jeszcze biegać z racji nadmiaru kilogramów albo po prostu nie lubisz biegania pozostaje spacer. Naturalny ruch do którego stworzyła nas Matka Natura jest tym czego naprawdę potrzebujemy. Spacer zawsze wygrywa. Wiedział o tym Jung, który spacerował wokół swojej posiadłości-wieży jeśli oczywiście w tym czasie nie medytował. „W książce Codzienne rytuały dziennikarz Mason Currey odtworzył typowy dzień pracy słynnego psychiatry. Jung wstawał o siódmej i po obfitym śniadaniu przez dwie godziny całkowicie poświęcał się pisaniu w swoim gabinecie. Popołudniami często medytował albo odbywał długie spacery po okolicy. W wieży nie było elektryczności, więc po zmroku oświetlano ją lampami naftowymi, a ogrzewano kominkiem. O dziesiątej wieczorem Jung kładł się spać. „Uczucie spokoju i odnowienia, jakie od początku wiązało się dla mnie z wieżą, było niezwykle silne”.

Wiedział to Einstein spacrując przed i po pracy. Wiedział to autor Czarnego Łabędzia niejaki Nassim Nicholas Taleb autor bestsellerowej książki, w której analizuje zjawisko Czarnych Łabędzi: niespodziewanych wydarzeń, które spadają na nas nagle i odciskają ogromne piętno na naszym życiu. Porusza nawet ten wątek opisując twórczość swoich przyjaciół i znajomych, ponieważ jak twierdzi wybierał tak zwany spacer wolny zamiast biegania uważając taki rytuał za bardziej efektywny dla pracy ciała i mózgu, zwykle w towarzystwie filozofów lub innych nieoczywistych naukowców dzięki którym mógł tworzyć swoje teorie. Remigiusz Mróz, najbardziej płodny polski pisarz – 10 książek rocznie, wybiera bieg ale jest jeszcze młody… i chudy.

Niezwykła moc spaceru

Spacer ma niezwykłe korzyści zarówno dla ciała, jak i umysłu, co zostało potwierdzone przez liczne badania naukowe. Zarówno starożytni filozofowie, jak i współczesni naukowcy doświadczali mocy spaceru w kształtowaniu myśli i inspiracji.

Przede wszystkim, spacer korzystnie wpływa na zdrowie fizyczne. Regularna aktywność fizyczna, w tym chodzenie, poprawia kondycję serca, reguluje ciśnienie krwi, wzmacnia mięśnie i stawy oraz zwiększa ogólną wydolność organizmu. Arystoteles, jeden z najwybitniejszych myślicieli starożytności, często prowadzał swoje dyskusje filozoficzne podczas spacerów, co pozwalało mu zachować aktywność fizyczną jednocześnie rozwijając myślenie.

Po drugie, spacer ma istotne znaczenie dla zdrowia psychicznego. Badania pokazują, że regularne spacery mogą pomóc w redukcji stresu, lęku i depresji. Friedrich Nietzsche, niemiecki filozof, słynął z długich wędrówek po górach, które inspirowały go do tworzenia swoich najważniejszych dzieł.

Ponadto, spacer sprzyja kreatywności i pomaga w rozwiązywaniu problemów. Albert Einstein słynął z tego, że podczas spacerów po parku lub plaży znajdował inspirację do swoich teorii naukowych. Badania potwierdzają, że aktywność fizyczna może poprawić funkcje poznawcze, takie jak pamięć, koncentracja i zdolność do abstrakcyjnego myślenia.Wreszcie, spacer umożliwia nawiązywanie więzi z naturą, co przynosi korzyści zarówno dla ciała, jak i umysłu. John Muir, amerykański przyrodnik i filozof, był zafascynowany pięknem przyrody i często podróżował pieszo, co nie tylko pomagało mu w refleksji filozoficznej, ale także w budowaniu świadomości ekologicznej.

W związku z powyższym, spacer stanowi nieocenioną praktykę zarówno dla zdrowia fizycznego, jak i umysłowego. Zarówno starożytni myśliciele, jak i współcześni naukowcy doceniali jego korzyści zarówno dla ciała, jak i dla umysłu, co sprawia, że jest to praktyka niezwykle wartościowa dla każdego człowieka dążącego do równowagi i harmonii w życiu.