Mówię sobie od rana, że mam czekać na sny i na pomysły. Jednak poniedziałkowy nastrój nie wróży natchnienia. Pralka już kręci w bębnie czarne, szare i granatowe szmaty codzienności, a na gazie stoi wielki gar rosołu. Jak na wojnie wszystko kręci się wobec przetrwania i ciepłych nóg i nóżek. Jesteśmy tylko pracownikami i konsumentami kręcącej się wody. Niewolnikami jedzenia i mody. Czystości, brudu i głodu. Wszystko sprowadza się do przyziemia, kiedy ww brzuchu burczy a temperatura spada poniżej zera. Przedwiośnie jest kapryśne jak zawsze, jedynie czas wymusza ostrzejsze reakcje na spadki.
Wczoraj byliśmy w lesie. Trochę za późno bo na szlaku byli już wycieczkowicze, więc upragniona dzika cisza nie dotknęła mnie swoim bogactwem. Jednak buczynowy las robił swoje. Przenosił umysł do tych miejsc dalekich gdzie entuzjazm wyrastał, z każdym wyjściem na powietrze. Znowu Sokołowsko. Ulga dla zmęczonych miastem płuc. Inhalacja wzdłuż ekologicznych ścieżek spacerowych jak z czasów kuracjuszy z Empuzjonu, Olgi Tokarczuk, którzy przemierzali przestrzenie lasu w nadziei na rychłe uzdrowienie. Odsłuchuję sobie na spacerach opowieści o Mieczusiu przemierzając nudne parki mojego miasta. Wydzielam sobie treści, żeby zbyt szybko się nie skończyły a w Sokołowsku odtwarzam mapę w głowie i w kółko zastanawiam się nad tajemniczym podziemnym jeziorem, o którym nikt nigdzie nie wspomina oprócz Olgi.
Widziałam za to małe jeziorko a raczej staw o niebieskawym odcieniu na tle szarego zimowego jeszcze lasu i szpiczastej góry pokrytej świerkami, w którym turystki urządziły kąpiel swoim pieskom zanim ruszyły wzdłuż zielonego szlaku. Jednak nie mam pojęcia gdzie to niewidoczne jeziorko miałoby istnieć. Za to atmosfera zagadkowości i cienia tamtych wydarzeń jest wpisana w każdą tkankę tego miejsca. Srebrne buczyny stoją na straży jak wojsko naprzeciw pluskom i bełkotom pędzącego donikąd strumyka. Żółte i zielone porosty na spękanych korach już lekko zmatowiały zostając jednak dalej w trybie czuwania na zmiany wilgoci. I wszystko byłoby tak, jak poprzednim razem gdyby nie biel.
Teraz nad mokrymi dolinami zapanowała biel ząbkowanych dzwonków śnieżycy wiosennej. Pochylone z szeroko rozwartych parasolek z żółtymi kropeczkami na zewnątrz baldachimów spoglądają wędrującym pod stopy. Były ich całe dywany. Całe armie istot w białych mundurkach. Białe szeregi przechodzące w rozlewające się jasne plamy. Kołdry, pierzyny, prześcieradła… Nie można było oderwać od nich oczu. Jakby jakaś niewidzialna ręka rozsiała je bez umiaru oświetlając brązowo szare tło jeszcze śpiącego lasu.



Śnieżyca wiosenna
Dzika odmiana Śnieżycy wiosennej (Leucojum vernum) prezentuje się uroczo w naturalnym otoczeniu lasów lęgowych. Potrafi wyrastać spod śniegu. Zapylana jest przez pszczoły, a jej nasiona rozsiewane są przez mrówki. Roślina ta wyróżnia się smukłymi, wzniesionymi łodygami osiągającymi wysokość od 15 do 30 cm. Jej liście są wąskie, lancetowate, zielone i rozmieszczone spiralnie wokół łodygi.
Charakterystyczną cechą dzikiej Śnieżycy wiosennej są zwisające, szerokie, dzwonkowate kwiaty. Płatki kwiatowe są białe, delikatne, a każdy z nich posiada żółte plamki na zewnątrz parasolowatych ostro powycinanych, zębowanych płatków. Kwiaty te tworzą baldachogrono na końcu łodygi. Są przepiękne.
Cała roślina jest lekko trująca. Zawiera alkaloidy- leukoinę i glantaminę. Może powodować mdłości, wymioty, biegunkę oraz zaburzenia rytmu serca. Jest narażona na wyginiecie z powodu masowego zrywania. Przyczyną zagrożenia jest także niszczenie jej siedlisk w nadrzecznych lęgach podczas regulacji rzek.
Dzika Śnieżycą wiosenna preferuje stanowiska wilgotne, często rośnie w pobliżu strumieni, na łąkach lub w lasach liściastych. Jej kwitnienie przypada na wczesną wiosnę, zazwyczaj od marca do kwietnia, co sprawia, że jest jedną z pierwszych lub tuż po przebiśniegach, roślin kwitnących po zimie.
Morfologia dzikiej Śnieżycy wiosennej doskonale dostosowuje ją do warunków naturalnych, umożliwiając przeżycie w różnorodnych środowiskach. Jej subtelny wygląd i wczesne kwitnienie czynią ją nie tylko cenną dla przyrody, ale także fascynującą dla entuzjastów botaniki. Nazwa leucjonum pochodzi od greckich słów leucjon ich – biały fiołek. Występuje zwykle w dużych populacjach liczących sobie czasem nawet kilkaset do kilku tysięcy egzemplarzy. Właśnie nadeszła ich pora zatem wybierz się na spacer do lasu zanim przekwitną.








