Jeszcze zanim miasto obudzi się do życia, kiedy słońce ledwo muska horyzont, świat na chwilę zamiera w ciszy. To właśnie wtedy rodzi się przestrzeń, w której możemy spotkać samych siebie — zanim świat nas porwie, zanim wpadniemy w wir codziennych obowiązków. Thich Nhat Hanh, mistrz zen, pisał:
„Cud nie polega na chodzeniu po wodzie. Cudem jest chodzić po ziemi, świadomie.”
Poranna medytacja wdzięczności to nie tylko technika. To zaproszenie do świadomego rozpoczęcia dnia — z uważnością, spokojem i wdzięcznością za to, co jest. W świecie pełnym pośpiechu i niepokoju to praktyka, która może zmienić cały rytm naszego życia.
Czym jest poranna medytacja wdzięczności?
Poranna medytacja wdzięczności to praktyka świadomego skupienia się na tym, za co jesteśmy wdzięczni, jeszcze zanim zaczniemy działać. To chwila zatrzymania, w której kierujemy uwagę na dobro — nie jako ucieczkę od rzeczywistości, ale jako sposób na jej głębsze przeżywanie.
Psychologia pozytywna od lat podkreśla znaczenie wdzięczności:
„Wdzięczność jest jednym z najsilniejszych predyktorów dobrego samopoczucia i satysfakcji z życia.” (Emmons & McCullough, 2003)
Praktyka wdzięczności wpływa na obniżenie poziomu stresu, poprawę jakości snu, wzrost empatii i poczucia szczęścia. Poranna medytacja jest więc jak fundament — sposób na rozpoczęcie dnia z wewnętrzną równowagą.
Dlaczego warto zaczynać dzień od wdzięczności?
1. Kierunek dla umysłu
Nasze myśli mają tendencję do dryfowania ku problemom, wyzwaniom, obowiązkom. Poranna wdzięczność wyznacza kierunek — kieruje uwagę ku temu, co działa, co jest dobre, co mamy. To jak nastawienie kompasu na „północ” spokoju i spełnienia.
„Kultywowanie wdzięczności to sposób na przypominanie sobie, że życie jest darem.” — Thich Nhat Hanh
2. Budowanie odporności emocjonalnej
Praktyka wdzięczności wzmacnia naszą odporność na stres. Badania pokazują, że osoby regularnie praktykujące wdzięczność rzadziej doświadczają depresji i lęku, a ich umiejętność radzenia sobie z trudnościami rośnie.
3. Zwiększenie uważności
Wdzięczność i uważność są jak dwa skrzydła tego samego ptaka. Medytacja poranna przypomina nam o pięknie chwili obecnej i pozwala w niej zakotwiczyć, zanim dzień zacznie nas porywać.
Jak praktykować poranną medytację wdzięczności?
Krok 1: Obudź się bez pośpiechu
Zanim sięgniesz po telefon, zanim otworzysz oczy na dobre — zatrzymaj się. Zauważ oddech. Poczuj ciężar ciała na łóżku. Uśmiechnij się delikatnie do samego siebie.
Krok 2: Skieruj uwagę na wdzięczność
Zadaj sobie pytanie:
Za co jestem dziś wdzięczny?
Co sprawia, że ten nowy dzień jest darem?
To mogą być proste rzeczy: świeże powietrze, bliscy ludzie, szansa na nowy początek.
„W każdej chwili mamy nieskończone powody do wdzięczności.” — David Steindl-Rast
Krok 3: Oddychaj świadomie
Skup się na oddechu. Każdy wdech — przyjmowanie życia. Każdy wydech — uwalnianie napięcia. Oddech staje się mostem między umysłem a ciałem.
Krok 4: Wizualizacja dnia
Wyobraź sobie swój dzień jako przestrzeń pełną możliwości. Zobacz siebie idącego przez ten dzień z lekkością i wdzięcznością. Pozwól sobie poczuć tę lekkość już teraz.
Propozycja krótkiej praktyki (5 minut)
Usiądź wygodnie.
Zamknij oczy, weź kilka spokojnych oddechów.
Skieruj myśli ku trzem rzeczom, za które jesteś dziś wdzięczny.
Przy każdym oddechu powtarzaj w myślach: „Dziękuję.”
Zakończ, otwierając oczy z poczuciem gotowości na nowy dzień.
Wdzięczność jako styl życia
Wdzięczność praktykowana każdego poranka zaczyna przenikać całe nasze życie. Zmieniamy sposób, w jaki patrzymy na świat, ludzi, siebie. Zamiast koncentrować się na brakach, zaczynamy widzieć pełnię — nawet w niedoskonałości.
Thich Nhat Hanh przypominał:
„Każdy dzień, w którym się budzimy, jest nowym narodzeniem. Zaczynaj dzień z wdzięcznością, a będziesz miał wszystko, czego potrzebujesz.”
Wdzięczność nie zmienia okoliczności. Ona zmienia nas. A my, omienieni, zmieniamy świat wokół siebie.
Na koniec
Poranna medytacja wdzięczności to prosty rytuał o głębokiej mocy. To sposób na rozpoczęcie dnia w harmonii z samym sobą i światem. Dając sobie kilka minut świadomego zatrzymania, otwieramy drzwi do dnia pełnego sensu, spokoju i radości.
Spróbuj jutro — zanim wypijesz pierwszą kawę, zanim otworzysz komputer — zamknij oczy, odetchnij i podziękuj za to, że jesteś.
Ósma wybiła jednostajnym denerwującym rytmem dzwonów kościelnych. Dzień raczej słoneczny ale gdy otwierałam okno na szybach pojawia się zimna para. Dzisiaj temperatura ma już rosnąć, tak obiecywali w telewizji ale czy ich prognozy się sprawdzą tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Na razie, jak widać jest zimno. Chociaż przestały nasilać się bóle głowy. Coś się zmienia. Ciśnienie rośnie Będzie dobrze.
Poranek znów pełen przepychanek i niedokończonych kłótni zaburzył nasz rytm serca. Ciągły brak bułek i mleka zaburza sielankę rodzinną a notoryczne spóźnienia świdrują w żołądkach nowe kratery. Stres objawia się krzykiem i pretensją. Wcześniejsze wstawanie znowu zakończyło się porażką. Czas nie chce spokojnie płynąć bez przyspieszeń. Czasu nie da się ujarzmić. Czas się nie poddaje żadnym kompromisom. Leci na złamanie karku a my razem z nim. Do dupy z tym wszystkim. Nie nadążam. Gdy w jeden dzień wykonam 100 procent planu na drugi nie mam już energii żeby zrobić połowę zadań. Nie umiem pogodzić się z nieliniową wydajnością, skokami rytmów, z nieprzewidywalnością natężenia sił w danym czasookresie.
Rzeczywistość jest rwana i popychana, nigdy płynna i spokojna. Energia wypala się po dwóch dniach i potrzeba trzech żeby ją odbudować i tak w kółko do znudzenia. Dobrze, że już czwartek. Czwartek jest dobry pochyla się nad tobą szepcząc spokojnym głosem, że zbliża się koniec, że nadchodzi dobra zmiana i nadzieja odpoczynku. Czwartek to mała obietnica cudu jak to śpiewała Kaśka Nosowska. Jednak tutaj w moim m2 cuda rzadko się zdarzają. Jednak czasem nieoczekiwanie nawiedzają mnie dobre sny i świadomość jak ciężko jest innym, co jest niemoralnym acz skutecznym pocieszeniem w tej wstydliwej biedzie umysłowej. Wszyscy mają gorzej! A ty znów narzekasz! Nawet Amerykanie muszą chodzić do trzeciej pracy po dwóch pierwszych, żeby starczyło im na chleb! Na chleb! Jezu. Jakie to podle. Trzy, kiedy ty masz tylko jedną niecałą. Jak ta gospodarka wytrzyma to zmęczenie materiału. Jak to dobrze, że mieszkam tutaj.
Tutaj mam czas ponarzekać. Tam, nie miałabym siły nawet mówić przy moim ciągłym przebodźcowaniu, a co dopiero pisać swoje dyrdymały. Jakie to szczęście, że jestem po właściwej stronie muszę jedynie bardziej rozwinąć mięsień wdzięczności.
Tylko wdzięczność pomaga na przewlekłą chorobę zwaną potocznie narzekaniem, czarnowidztwem, czy ogólnie mentalnym gównem zatruwającym nasze umysły jak natręctwa. Tylko wdzięczność nas wyzwoli. Tylko we wdzięczności znajdziemy otuchę i pocieszanie. Tylko dzięki wdzięczności wyjdziemy z depresji i z dołka wyuczonej bezradności. Amerykańscy naukowcy już dawno ten temat przebadali opisali i zastosowali w praktyce odpowiednimi narzędziami psychologicznymi, stwierdzając jednogłośnie, że działa!
A tutaj wciąż wychodzą z kątów wątpliwości. W naszym kościele tego się tak nie uprawia. Nazwa jest jakby staroświecka i kojarzy się z oazą a nie poszerzaniem świadomości, na której pokazy trzeba było chodzić do sali gimnastycznej w trakcie lekcji i przysłuchiwać się zwierzeniom jasnej młodzieży, która jako jedyna na tym łez padole miała jakiś wyznaczony cel, plan, obraz rzeczy a nie tylko papieros za murkiem między Mickiewiczem a budową wnętrza kwiatu. I nawet w swoich historiach dziękowała za błogosławieństwa tylko Bogu. Bo tylko ON mógł takie cuda przeprowadzać. Nikt inny. Toteż sprawczość nad wdzięcznością od adolescencji była nam odebrana więc skąd mieliśmy czerpać wiedzę na jej temat. O tym już nie mówili, śpiewali.
Dzisiaj mogę być wdzięczna sąsiadom, że nie krzyczą na siebie od rana. Sąsiadce z góry, że nie donosi na sąsiadkę z dziećmi po swoim synu nieboszczyku do opieki społecznej ponieważ ta już się wyprowadziła lub jeszcze wyprowadza. Jestem wdzięczna, że oboje mamy pracę i mogę sobie zafundować e-booki w każdej chwili spadku nastroju nie patrząc na koszty.
Jestem wdzięczna, że mieszkam w Polsce a nie w stanach, jestem wdzięczna, że dzieci dzisiaj są zdrowe a mąż nie wściekał się długo dzisiejszym niesprzyjającym porankiem i poszedł po bułki i brakujące mleko i inne produkty. Jestem wdzięczna, że życie pozwoliło mi teraz przebywać w pozycji leżącej i pykać sobie w tablet zamiast obciążać kręgosłup w supermarkecie na kasie. Jestem wdzięczna, że moja praca nie wiąże się z przymusowymi podróżami na koniec miasta lub nie daj Boże innego miasta w korkach, smogu i frustracji zastoisk na drodze. Jestem wdzięczna za pełną rodzinę, która nie rozwaliła mi się po wyczerpaniu moich środków materialnych jak to wcześniej bywało. Jestem wdzięczna, że pozbyłam się zabieraczy czasu i zatruwaczy dupy a znajomości ograniczyłam tylko do tych wartościowych czyli prawie żadnych i niezobowiązujących. Ta zmiana przywróciła mi oddech i moje życie oraz mój osobisty wellbeing „na bagnach”, a nie grille z nudziarzami z tanimi kiełbaskami.
Jestem wdzięczna, za świadomość, że rodzina, starszyzna nie zawsze ci kibicuje i w wypadku życiowych wyborów stawia na zupełnie kogoś nieoczywistego. Tutaj reguła krew z krwi nie obowiązuje. Może dlatego że hektolitry innej krwi przemierzały korytarze moich żył zanim zdałam sobie sprawę z tej inności, nieprzysiadalności i nieukładalności minęło sporo czasu. Jestem wdzięczna za światło za oknem i wiosnę. Za pełny żołądek, ponieważ niedawno odsłuchiwałam Stachurę, gdzie w swoich opowiadaniach przywoływał ciągły niedosyt i burczenie w brzuchu przed snem w nieokreślonych zimnych, głodnych miejscach, szopach, domach i miastach. Zawsze niedojedzony, zawsze zmarznięty, zawsze zmęczony. Ze spojrzeniem, które patrzy w dół z mostu z papierosem w dłoni opartym o poręcz. Patrzy, a nie widzi wzrokiem niewidzącym, patrzy a nie czuje chociaż poczuć powinien. Ma się takie spojrzenie, kiedy świat się wywala i nie ma już powrotu do tego co było. Gdy wiesz, że już nie wrócisz. To jak podróż chodnikiem po nowym mieście. Jak po rozwodzie. Jak po przyjaciółce która zdradziła, jak po rodzinie która cię wypluła, jak po pandemii, która cię nie wzmocniła, jak po luce, fudze, wyrwie dzieciństwa nie zapełnionej żadnymi wspomnieniami kartce. Jak po psie, który wiernie ci służył przez 17 lat za nic, nie biorąc nic w zamian. A teraz płytko spoczywa pod ściółką, grzybnią w lesie pod wielkim dębem na skraju miasta płytko, bo ziemia była zamarznięta w lutym.
Jestem wdzięczna za pokój na górze, za mądrość książek, za podświadomość produkująca prawdę poza moim ego i za niebieskie sny i te kolorowe o kwiatach, roślinach i podróżach. Jestem wdzięczna za doświadczenia, które paradoksalnie i za pomocą przewrotności świata przekułam w siłę. Za pierwszy i drugi i trzeci komputer od męża oraz a właściwie przede wszystkim za aparat fotograficzny z zoomem, narzędzia które inspirują mnie do tworzenia tego, na co kiedyś nie starczyło mi odwagi. Za tajemnice świata, które pokazują się niespodziewanie, wypływają przez pozatykane dziury umysłu w postaci błysków, olśnień, wzniesień materializując się w niespożytej kreatywności, o którą nigdy bym siebie nie posądzała zwłaszcza w wieku przed katafalkowym. Jestem wdzięczna za brak nienawiści za wykluczenie moich synów i siebie ale nie do końca. Jestem wdzięczna za wdzięczność, której się uczę. Ty też bądź.
Wdzięczność to uczucie docenienia i uznania za dobrodziejstwa, jakie otrzymujemy od życia, innych ludzi, czy nawet od siebie samego. Jest to gotowość do dostrzeżenia i cieszenia się drobnymi przyjemnościami, jak i głębszymi aspektami naszego istnienia. Istota wdzięczności leży w akceptacji tego, co mamy i doświadczamy, bez względu na to, czy są to rzeczy wielkie czy małe. ~ ChatGPT