Archiwa kategorii: Life

Moje takie…

Moje takie nieskoordynowane myśli napływają ze wszystkich rurek, kanałów i wlewają się do okrągłego zbiornika. Tam podlegają oczyszczeniu lub degradacji. Zmianie a nawet odrodzeniu. Przepływy uspokajają się a fale wygładzają. Mogę wreszcie działać. Osiągnęłam przejrzystość. Trzymam się jej jak nowej światłości.

S. jest w szpitalu. Po badaniach rozpoczął leczenie. Stres ustabilizował się na tyle, żeby wytrzymać kolejne diagnozy. Jesteśmy w trybie pracy i przetrwania. Nadmuchujemy balon nadziei. Wszystko się uda a leczenie zadziała jak aspiryna. Przyciągam tylko dobrą energię. Spotykam się z ludźmi. Przyciąganie działa. Strach na chwilę odleciał do swojej krainy. Dzisiaj oddycham świeżym powietrzem. Ptaki na słupach zwiastują same dobre rzeczy. Jedziemy w niedzielne odwiedziny. Czuję przypływ czegoś wygładzającego. Deszcz za oknem. Ciemność poranka ale w głowie już dobrze. Jest dobrze jest dobrze jest dobrze.

Szpitalne windy, korytarze, połyskujące niekreślonym kolorem podłogi tworzą labirynty tego rozmytego ukraińską ścierką zamku. Stare twarze na łóżkach jakby łapały kontakt z drugą stroną świata nie reagują na bodźce. Morze łóżek obojętności i bezradności. Kilka pocieszających słów i garść wskazówek.

Przez jelita wlewają się hektolitry wody ze środkiem przeczyszczającym. Sieć kanałów nie wytrzymuje ciśnienia i wylewa się się nogawkami. Nie ma czym tego pościerać. Może spodniami od pidżamy? Próbki, proszki, woda, badania w akompaniamencie głodu. Głód zamyka się w sobie pod ciężarem stresu. Głód oddziela od rzeczywistości. Gnieździ między biodrami i wędruje w górę. Wiem, że wytrzymasz. Wytrzymaj. Wszystko kiedyś się kończy. Emocje to krótkotrwałe doznania. Krótka ekspozycja jak ukłucie igły. Środki przeciwbólowe zaraz je odgonią, na chwilę przyjdzie nicość. Reset. Umysł się wyłączy na kilka sesji tylko na jakiś czas. Przyjdzie ulga. Tak, wiem spóźnia się. Ale przyjdzie. Ulaga jest jak rozkapryszona pani zawsze każe na siebie czekać, zawsze się spóźnia, ale kiedy się pojawi jej jasne włosy powiewają na słońcu.

Później wszystko wróci. Uspokojone, jakby nowe. Wróci na swoje miejsce. Wróci do domu. Zadbam wreszcie o ten dom. Teraz muszę przeczekać, „przeczekać trzeba mi, a jutro znowu, pójdziemy nad rzekę…”

W torby nieświadomości zbieram nadzieję. Nie czytam o diagnozie. Mój umysł twierdzi, że to jeszcze nie ten moment. Czas na to będzie zarezerwowany w trakcie osobnych studiów. Zostawiam sobie przestrzeń na siebie i nie ponaglam się jak to mam w zwyczaju. Dbam o opiekuna w sobie, by opiekun dobrze zadbał o dziecko.

Czarne łabędzie nam się przytrafiają tak samo jak życie. Tylko spokój i intuicja mogą pomóc we właściwym wyborze jeśli na czas włączy się uważność. Bez niej raczej nic się nie uda. Jeśli da się przespać chociaż 5 godzin sama wzejdzie jak słońce na niebie. Wtedy ułożymy plan. Dobry plan działania na kolejne miesiące. Do kolejnej zmiany.

Zastępczak

Duszny poranek. Lekki ból głowy. Nie ma czym oddychać chociaż wiatr się nasila i zrywa pranie z balkonu. Jesteśmy już w domu jednak w głowie w stop klatce mam tamten pensjonat w Chorwacji. Czekamy na samochód zastępczy w nadziei, że przyjedzie na czas, tak żeby P. zdążył na obronę licencjatu.

Urywane wspomnienie ogródka z brykającym rudym kotkiem przy zarośniętym pnączem płotem. Ile tu zieleni i góry ginące w chmurach. Wrak samochodu i laweta z innym, nowym autem. Ślady na tylnym siedzeniu. Okruchy i odbicia dziecięcych stóp. Dziwaczny kluczyk z doczepionym wielkim kształtem stalowego jaja. Napis zastępczak. Ktoś też miał podobną przeprawę. Tyle że z młodszymi dziećmi. Wracał zastępczakiem w podobnym nastroju do naszego… a może w gorszym.

Zastępczak może opowiedzieć wiele historii. Na razie milczy. Czasem pipczy gdy koła najeżdżają na białą linię. Na wielkim wyświetlaczu widać mapę ze strzałką w plątaninie zielonych linii.

Umowy, podpisy, pożegnanie z z kierowcą lawety. Wdzięczność za szybkość i zorganizowanie pana Tomka. Lądowanie rzeczy w pakowny bagażniku i wyczuwanie dziwacznej skrzyni biegów. Dobrze, że to problem J. ja nie wiele jeżdżę. Praktycznie w ogóle. Jazdy to jego działka. Ja organizuję, pakuję, sprawdzam. Dzielę ciuchy na noclegi i postoje. Przewiduję. Woda do przodu P. z plecakiem z zeszytami do tyłu. Jedziemy.

Zdążyliśmy na egzamin. P. obronił pracę. Ulga. Szczęście otula gruba warstwa obojętności. Nie mogę się pozbyć tej bezczuciowości jakby braku emocji. To zastępcze życie jakby czekało na odpalenie. Jakiś wybuch, wyjaśnienie całej sytuacji. Niestety pustka. Nic.

Jesteśmy wolni.

Możemy odpocząć jak ogarniemy pranie i sprzątanie oraz zakupy.

Przecieka rura w przedpokoju. J. naprawia. Sobota spływa w strugach wody na podłodze przy drzwiach. Kilka poprawek i koniec. Obiad. Można odpocząć. Odpalamy Netflix jak zastępcze życie godne uwagi.

Misterny plan na życie hipochondryków

I już piąty. Marzec przywitał nas dusznościami i mgłami. Ciepło rozchodzi się równomiernie po tkance miasta. Bluza polarowa jest dzisiaj niewskazana. Było mi w niej za gorąco pomimo rześkiego poranka. W pomieszczeniach zagęszcza się ciepło przyjmując zwartą lawę. Podgrzewaną materię. Niemiłą w dotyku. Męczącą płuca.

W Biedronce pusto jak na 7:30. Zmęczone puszyste panie wykładały towar na długich półkach. Ich twarze wyrażały steranie i ból istnienia. Czytniki pipczały w rytmicznym pik pik a odgłosy rzucanych mąk i cukrów wyznaczały rytm kolejnego zwiotczałego dnia. Ściągnęłam z półki dwie Top tortille i poleciałam do kasy samoobsługowej, jak najdalej od tej antyenergii. Swoją muszę szanować i chronić przed zarażeniem niemocą. Dzisiaj zrobię mexicanę. Przede mną masa krojenia papryk, cebul i dwóch mizernych cukinii. Jest jeszcze kiełbasa. Długa i oślizgła wciśnięta po dwie do wąskiego plastikowego worka jak węgorze. Odpowiednia wkładka, żeby wszyscy się napchali do wieczora oprócz S. ponieważ on nie lubi takich wynalazków oraz papryki, więc dla panicza trzeba przygotować kotleciki z indyka, może zje, chociaż to zawsze ruletka… Ale to później.

Najpierw podłączanie mojego wolno załączającego, kręcącego kółka na ekranie laptopa, który już ledwo zipie ale jednak daje radę i nastawianie kolejnego prania, zanim kółko przestanie mienić się odcieniami i kratkować w swoim codziennym rytuale.

Ale przed całkowitym zatopieniem się w wirze zadań, krótka medytacja i powtórzenie planu dnia. Esencja. Czas leci. Tyka. Zaraz będzie jutro a przecież dzisiaj jeszcze się nie zaczęło to jakiś żart. Ten świat ze mnie kpi. Nie daje mi korzystać z siebie zanim nie wyrobię odpowiedniej liczby dupogodziń.

Zwykle mam wrażenie, że inni mają z wiekiem lżej jednak zdaję sobie sprawę, że to tylko złudzenie. Wszyscy mają gorzej jeśli zapytasz. Lepiej nie pytać, bo okaże się znowu jakiś nowy tragizm, dramat i śmierć młodego sąsiada spod czwórki. Ty jeszcze narzekasz?! Jesteś pączkiem w maśle! My to mamy jazdę. Wnuki, o dzieciach nie wspomnę, kredyty i opieka nad babcią. Szwagier uciekł z pożyczką a Krystyna znowu wychodzi za mąż za jakiegoś doktorka z odzysku. Ty masz chociaż spokój a my w kółko zarobieni, a po pracy godzina w korku…, A Irenie wyszła na starość alergia. Nie wiem co będzie. Zawsze to nie rak…

Wiosna to czas chorób. Gryp, angin, przeziębionych pęcherzy, bóli stawowych i pocovidowej mgły mózgowej oraz wszystkiego co tam masz na swojej liście, bo każdy przecież coś ma. Jednak najgorsi są hipochondrycy. Miałam z nimi do czynienia przez całe życie. Nie ma większego zła. Psychopaci to przy nich posłańcy ulgi. Ich płytka empatia gwarantuje ci szybkie atrakcje: krótki ból i śmierć. Hipochondryk będzie cię zamęczał latami.

Pochodzę z rodziny hipochondryków. Wszystkie spotkania rodzinne zaczynały się od spowiedzi, co kogo boli gdzie i jak z pokazywaniem na wzorze ciała i przekrzykiwaniem się nazwiskami lekarzy. Jak ciężkie było życie z wrzodami, migrenami, torsjami, ciągłymi bólami o niewyjaśnionym pochodzeniu, sensacjami gastrycznymi i wysypkami będącymi zapowiedzią raka. Choroby były odmieniane przez wszystkie przypadki, o każdej porze dnia i nocy oraz wyobrażenia, scenariusze rychlej śmierci. Jak ciężko żyć! Jak wytrzymać w pracy!? Co na to brać, żeby nie uszkodzić już uszkodzonego żołądka?!

Będąc dzieckiem brałam te choroby na poważnie. Bałam się o ich zdrowie. Ba! Życie! Dopiero kiedy ktoś spoza chorej strefy zapytał: Ale dlaczego? Przecież choroby po leczeniu przechodzą?

Tak. Choroby po leczeniu przechodzą (skąd miałam to wiedzieć) wszystkim typowym ludziom, ale nie hipochondrykom! Oni są jak Kościół, na którego remont zbiera się latami ale ukończenie prac budowlanych jest politycznie niepoprawne. Musiało minąć sporo czasu, żebym zrozumiała, że te choroby są „nieuleczalne” na zawsze, ozdrowienie nigdy nie nadejdzie, ponieważ oznaczałoby coś tak destrukcyjnego, jak brak uwagi, a na taki brak, hipochondrycy nie mogą sobie pozwolić. Dlatego warto to sobie uświadomić zanim staniemy się dożywotnimi opiekunami i powiernikami w cierpieniu hipochondryków. Dobrym testem jest opowiadanie o swojej chorobie w ripoście na wysłuchanie kolejnego barwnego monologu na temat różnorodności bólów lewej strony czaszki przy zmianach ciśnienia. Zwykle to zamyka ten etap dialogu. Niestety na krótko… I tylko ten.

Hipochondrycy jako Wampiry emocjonalne: Rozważania nad wykorzystywaniem opieki

Współczesne społeczeństwo często zmagające się z różnymi aspektami zdrowia psychicznego stawia przed nami pytanie: czy hipochondrycy są jednymi z wampirów emocjonalnych, wykorzystując naszą opiekę dla własnych potrzeb? Zagłębmy się w tę kwestię, eksplorując zjawisko hipochondrii w kontekście relacji, w których jedna strona uzależniona jest od drugiej.

Hipochondrycy, czyli osoby przekonane o posiadaniu poważnych chorób, często generują wokół siebie atmosferę niepokoju i troski. W tym kontekście można odnieść to do wampirów emocjonalnych, które absorbują energię innych, pozostawiając je wyczerpane. Hipochondrycy często korzystają z uwagi, zrozumienia i czasu swoich bliskich, tworząc niemalże zależność emocjonalną.

Analizując to zjawisko, nie można pominąć roli opieki, jaką ofiarują ci, którzy otaczają hipochondryka. Wampiry emocjonalne, w tym przypadku, wydają się pobierać swoje życiowe „paliwo” z troski i zaangażowania innych osób. To, co może z pozoru wydawać się niewinnym problemem zdrowotnym, staje się subtelniejszą formą wykorzystywania relacji.

Ważne jest zrozumienie, że hipochondrycy często nie zdają sobie sprawy z tego, jak ich zachowanie wpływa na otoczenie. Dla nich jest to kwestia rzeczywista i nieuchronna. Jednakże, dla tych, którzy są w ich otoczeniu, codzienna opieka i reakcje na kolejne „objawy” mogą prowadzić do znużenia, frustracji i zmęczenia psychicznego.

Rozważając tę dynamikę, istotne jest, aby osoby otaczające hipochondryka zdawały sobie sprawę z własnych granic i potrzeb. Konieczne jest znalezienie równowagi między wspieraniem, a jednoczesnym utrzymaniem zdrowych barier. Wampiry emocjonalne, choć nieświadome tego, mogą negatywnie wpływać na zdrowie psychiczne swojego otoczenia.

Podsumowując, hipochondrycy w kontekście wampirów emocjonalnych stanowią fascynujący obszar do zbadania. Zrozumienie, wspieranie, ale także zachowanie zdrowych granic to klucz do utrzymania równowagi w tego rodzaju relacjach. Warto podkreślić potrzebę edukacji i świadomości w społeczeństwie dotyczącej wpływu hipochondrii na relacje międzyludzkie.

Aby skutecznie bronić się przed hipochondrykiem i stawiać zdrowe granice, warto wziąć pod uwagę kilka praktycznych kroków:

  1. Utrzymuj zdrowe granice emocjonalne: Wyraźnie komunikuj swoje granice i zadbaj o swoje własne zdrowie psychiczne. Nie pozwól, aby hipochondryk absorbował całą Twoją uwagę i energię.
  2. Zachowaj zdrowy dystans: Staraj się utrzymywać równowagę między empatią a zdrowym dystansem. Zrozumienie i wsparcie są ważne, ale nie pozwól, aby hipochondryk kontrolował lub absorbował zbyt wiele twojego czasu i uwagi.
  3. Unikaj potwierdzania nieuzasadnionych obaw: Hipochondrycy często potrzebują ciągłego potwierdzenia swoich obaw. Staramy się być empatyczni, ale nie utwierdzaj ich w nieuzasadnionych lękach. Zamiast tego, skieruj ich ku profesjonalnej pomocy medycznej.
  4. Promuj samodzielność: Zachęcaj hipochondryka do podejmowania własnych kroków w kierunku rozwiązania problemu, takich jak skonsultowanie się z lekarzem czy terapeutą. Wspieraj ich w poszukiwaniu rzetelnej pomocy.
  5. Dbaj o własne zdrowie psychiczne: W miarę możliwości utrzymuj równowagę między wspieraniem hipochondryka a dbaniem o swoje zdrowie psychiczne. To, byś sam/a pozostawał/a silny/a, pozwoli ci lepiej radzić sobie w trudnych sytuacjach.
  6. Oferuj wsparcie, ale z umiarem: Bądź gotów/a oferować wsparcie, ale z umiarem. Nie pozwól, aby hipochondryk uzależnił się od ciągłej pomocy, zwłaszcza gdy jego obawy są nieuzasadnione.

Pamiętaj, że postawienie granic nie oznacza braku empatii czy odrzucenia. Ważne jest, aby równoważyć wsparcie dla innych z troską o swoje własne dobrostan.

Ile weekendów zostało ci do końca życia?

Dzisiaj wszystko w porannym przesunięciu. W poślizgu. Bez śniadania. W niewyspania i deszczowym zmęczeniu wszyscy razem jak w smutnej piosence. Znowu krążą wirusy i szczerzą zęby w lekkim kaszlu i lęku. Pora grypowa. Niekończąca się pora pór. Już chyba nie powinna być dzielona na okresy. Teraz jest ciągłością. Sznurem, który poszerza i się i zwęża. Jest codziennością pocovidową przypominającą kto tu właściwie rządzi. Jesteśmy tylko naczyniem dla tych małych stworzeń a wydaje nam się że rządzimy światem.

Wstawiam rosół. Cały wielki gar na całe zło. Na dwóch udkach. Tak zarządził J., ponieważ S. Ma się utoczyć. W wodzie utopiłam masę warzyw, ziół i nawet prawdziwki. Zapach unosi się jak po starej wiejskiej izbie. Makaron dwujajeczny spienił wodę i prawie się przegotował ale udało go się uratować opłakując strugami zimnej wody. Ujdzie. Z ziemniaków zrobię frytki. Środa frytkowa. Punkt tygodnia niezmienny dla P. Nikt nawet nie próbuje zmienić środowego menu, ponieważ groziłoby to odstrzałem albo zbiorowym samobójstwem.

Później już cisza. Chwila zastanowienia i można wrzucać ręczniki na 60 stopni. Zmienić chłopcom przepoconą pościel i siadać do pisania. Za oknem deszcz. Asfalt błyszczy w mokrej poświacie. Rządek samochodów zmienił swoje położenie na najbliższe 9 lub 12 godzin. Każdy gdzieś przemieścił swój mały wszechświat i przędzie w skupieniu swoje złotogodziny. Jestem szczęściarą, że nie muszę wsiadać codziennie w blaszane wnętrze stworzone do frustrujących myśli, głośnej muzyki i obrazu tylnich części innych blaszanych trumien. Tych wypielęgnowanych powleczonych woskiem i tych zakurzonych i obklejonych błotem i kiczowatymi naklejkami wyrażającymi poglądy lub zainteresowania. Nie jestem entuzjastką. Co innego w weekend. Na łąki i pola, to tak. Przed siebie, bez celu…

A dlaczego

A dlaczego ludzie założyli, że najlepiej pozbawić się najlepszej części dnia. Zmienić poranki w piekło pracy. Zadań, spotkań, akordów, maili, zebrań, zakupów, wyliczeń, przeliczeń, reszty po stratach, stania w korkach, odrabiania z dziećmi lekcji do zmroku i sprzątania na czas. Może jest inny sposób, żeby przetrwać? Zmienić układ. Zacząć z innej strony. Poświęcać energię innej rzeczy. Zastanowić się nad sensem. Nad stratą. I zacząć wytwarzać, sprzedawać jedną drogą, wysoce funkcjonalną, wartościową rzecz, by utrzymać ten grajdoł. Tylko, co to by mogło być?

Laura Vanderkam zadała w swojej książce pytanie, które nawiedza mnie codziennie, a mianowicie: Ile weekendów zostało ci do końca życia?

To pociąga za sobą inne: Ile zmarnowałeś czasu na niepotrzebne rzeczy, ludzi, na słabą pracę, bezowocne rozmowy, kontakty? Na pomaganie ludziom, którzy tylko biorą?

Czas jest ważny. Od czasu trzeba zacząć. I patrzeć mu na ręce. Zwłaszcza gdy wizja katafalku staje się coraz bardziej realna. Marnowanie czasu staje się realną głupotą. Jednak bez pieniędzy nie da się przeżyć i kółko się zamyka. Jak wyrwać się z kręgu zła?

Co zrobić, żeby życie nie było tylko pracą. Jak wyrwać się z pułapki braku pieniędzy?

ChatGPT:

Rozważ znalezienie równowagi między pracą a życiem osobistym, określ priorytety i zainwestuj czas w pasje oraz rozwój osobisty. Możesz również poszukać dodatkowych źródeł dochodu lub strategii oszczędzania.

Według autorki Laury Vanderkam, która podkreśla znaczenie planowania czasu, liczba pozostałych weekendów w życiu może być inspiracją do wprowadzenia pozytywnych zmian. Oto artykuł, który może Cię zainspirować:


Optymalizacja życia: Jak wykorzystać pozostałe weekendy

Czy zastanawiałeś się kiedyś, ile jeszcze masz weekendów do spędzenia w swoim życiu? Laura Vanderkam w swojej książce „Co ludzie sukcesu robią przed śniadaniem” zwraca uwagę na tę liczbę jako potencjalne źródło motywacji do transformacji życia.

Przemijające weekendy mogą skłonić do refleksji nad tym, jak efektywnie wykorzystujemy swój czas poza pracą. Oto kilka kroków, które pomogą ci skierować swoje życie w kierunku pełniejszego i satysfakcjonującego istnienia.

1. Określ swoje cele życiowe:
Zastanów się, co naprawdę chcesz osiągnąć w życiu. Określenie celów pomoże ci nadać sens swoim działaniom i skieruje twoje wysiłki na właściwe tory.

2. Planuj z wyprzedzeniem:
Korzystaj z nauk Vanderkam i zacznij planować swoje weekendy z wyprzedzeniem. To pozwoli ci unikać sytuacji, w których czas marnuje się na nieproduktywnych aktywnościach.

3. Inwestuj w rozwój osobisty:
Weekendy to idealny czas na rozwijanie swoich umiejętności i zainteresowań. Zapisz się na kurs, przeczytaj ciekawą książkę lub poszukaj nowych doświadczeń, które przyczynią się do twojego rozwoju.

4. Znajdź równowagę między pracą a życiem osobistym:
Unikaj pułapki całkowitego poświęcenia się pracy. Pracuj efektywnie w ciągu tygodnia, ale poświęć weekendy rodzinie, przyjaciołom i swoim pasjom.

5. Poszukaj dodatkowych źródeł dochodu:
Jeśli brak pieniędzy jest problemem, zastanów się nad kreatywnymi sposobami zwiększenia swoich przychodów. Może to być praca dorywcza, praca zdalna lub nawet własny projekt.


Zmiana życia na lepsze zaczyna się od świadomego zarządzania czasem i priorytetami. Wykorzystaj pozostałe weekendy, aby celować w równowagę między pracą a życiem osobistym oraz inwestować w swój rozwój. Każdy weekend stanowi nową szansę na stworzenie pełniejszego i satysfakcjonującego życia.

Wczoraj zabłądziłam na bagnach

Nie są rozległe. Chociaż, może, jak widać nie wiem o nich wszystkiego. Krążą różne legendy. Również taka, że kiedyś olbrzymie, ciągnące się aż do miasta, po wojnie zostały osuszone do wielkości niewielkiego błotniska. Teraz obchodzę je dookoła wraz ze stawem w niecałą godzinkę. Czasem wydłużam sobie spacer wybierając którąś ścieżkę saren, zwykle łączy się z wyjeżdżoną przez leśników trawiasto błotną drogę… Nie tym razem.

Ta doprowadziła mnie do nieznanego punktu gdzie błoto było bardziej rzadkie, więcej powalonych drzew z wystrzelonymi do góry korzeniami i trawą żubrówką? Nie poznaję. Grunt zaczynał się zapadać jak w złym śnie a nerwowe obroty wokół własnej osi pogłębiały tylko dezorientację. Gdzie ja kur*a jestem, wrzeszczał mój wewnętrzny krytyk. Co to za miejsce?

Pewnie to małe stado dzików zrobiło sobie legowiska i zmieniły krajobraz z kolorowych mchów w zryte szerokimi nozdrzami czarne błotnisko, klepisko. Nawet potok nie przypominał siebie. Z prostego nudnego paska wody zmienił się w powykręcaną wstęgę. Gdzie ja jestem? Nawigacja nie jest moją mocną stroną, ale zawsze wiedziałam gdzie są moje buki, a gdzie iglaki, słowem wszystko to co zwykle, znajome – rozpoznawalne. Cholera, muszę włączyć dane, i ustawić mapy na staw. …Ale cisza! Ta cisza do mnie krzyczy. Rusz się! Instynkt. Tak w takiej ciszy włącza się instynkt. Muszę trzymać się potoku zanim mapy ruszą. Wzdłuż potoku, to jedyna właściwa opcja. Tak zrobię. Ale w kierunku… Za plecami. Tak. Rzadsze drzewa. Prześwity w koronach olch i buków. Tam. Tylko tam może być droga. Cisza gęstnieje.

Ale uczucie. Strach. Umiarkowany, ale jednak…

Jak na prawdziwych bagnach. Postukiwania dzięciołów i kowalików cichną. W dali tylko zawodzi, a raczej wyje dzięcioł czarny. Tyle zieleni i mnóstwo powalonych drzew utaplanych w niewielkich oczkach wody. Małe seledynowe żabki wskakują w panice do wody przy każdym kroku. Wykroty w różnych fazach rozkładu są porośnięte mchami i małymi białymi grzybkami. Wilgoć paruje mleczną mgłą. Zapach dzików…, a może bobrów unosi się w przestrzeni. Na pewno jest tu „kopiec” wydry usypany jak mrowisko tyle, że w miejsce igieł zwierzak nasypał pełno drobnych gałązek. Lepiej tam nie podchodzić.

Nie widać śladów saren. Więc to zła droga. Trochę w lewo, pod górkę. Tak! Wdrapię się na szczyt. Stamtąd zobaczę… Górka jest stroma, mokre kalosze nie trzymają się podłoża. Mokre liście działają jak ślizgawka. Jednak trzymam pion, już tyle razy zaliczałam w tych lasach glebę, że mięśnie przekazały mózgowi wiadomość, żeby zbytnio nie prostować kolan i podchodzić bokiem do ściany. Widać nory lisów ukryte pomiędzy korzeniami… a tak w ogóle, dalej cisza. Tylko w sąsiedztwie drapieżników jest cichsza od innych. Nieskończenie cicha. Pot spływa mi po twarzy. J. będzie miał ubaw. A później mnie opie*oli. Ale…

No. Chyba coś kojarzę, dół przede mną… a za nim, moje znane bagno z niewyrośniętymi dębami i iglakami. Zatrzymuję się, żeby rozejrzeć się jeszcze raz. Spójrz w niebo. Tak! Korony drzew są zwarte i pojawiły się brzozy. Białe chmury na sinoniebieskim niebie. Strach z paniką zamienia się w taki zwyczajny strach samotnych leśnych spacerów. Zaczynają piszczeć sikorki i raniuszki. Dywan jeszcze zielonych krzewów borówki zaczyna rozciągać swój dywan. Resztki jagód na gałązkach koją pragnienie lepiej niż woda, której nie chciało mi się pakować. Cisza rozwiała się w resztkach mgły i skrzydłach ptaków. Dobrze. Poznaję. Jeszcze dwa kroki i znajoma droga… a po środku w trawie ciemno brązowy kapelusz koźlarza. Dolinka Koźlarzy! Właśnie zaczynają „kwitnąć” w nogach swoich matek brzóz. Dla nich życie zaczyna się na nowo… A ja, cóż… jestem na właściwej drodze. Oby.

Deficyt natury

Richard Louv w swojej książce Ostatnie dziecko lasu ukuł pojęcie „Deficyt natury”. Książka szybko stała się lekturą dla nauczycieli i pedagogów. Dla mnie jest wspomnieniem o tym, czym kiedyś było dzieciństwo, taki „slow down” pod kamieniem, na drzewie, z patykiem i mrówką.

W książce znajdziemy m.in. wzmiankę o Howardzie Gardnerze, znanym z „inteligencji wielorakiej”.

Howard Gardner sformułował swoją słynną teorię inteligencji wielorakiej już w 1983 roku. Gardner przekonywał, że tradycyjne pojęcie inteligencji oparte na testach IQ jest zbyt ograniczone, proponując w zamian 7 rodzajów inteligencji, które miałyby objąć szerokie spektrum potencjału intelektualnego u dzieci i dorosłych. Zaliczył do nich: inteligencje językową (sprawność językową), inteligencję logiczno-matematyczną ( sprawność w liczeniu i dowodzeniu logicznym), inteligencję przestrzenną (dobra analiza obrazu), inteligencję cielesno-kinestetyczną (sprawność fizyczna), inteligencję muzyczną (sprawność muzyczną), inteligencję interpersonalną (znajomość samego siebie). Później dodał także ósmy rodzaj: inteligencję przyrodniczą (wrażliwość na przyrodę). Jako jej przykłady możemy podać Karola Darwina, Johna Muira i Rachel Carson. Grandę tłumaczył:

U podłoża inteligencji przyrodniczej leży ludzka zdolność do rozpoznawania roślin, zwierząt i innych elementów środowiska naturalnego, takich jak chmury czy skały. Wszyscy to potrafimy: niektóre dzieci (specjaliści od dinozaurów), a także wielu dorosłych (leśnicy, botanicy, anatomowie) osiągają w tym wyjątkową sprawność. Chociaż ta zdolność wyewoluowała niewątpliwie w celu lepszego radzenia sobie z elementami przyrody, obawiam się, że obecnie jest stosowana glinie w świecie wytworów ludzkich rąk. Świetnie radzimy sobie z rozróżnianiem na przykład marek samochodów, tenisówek i biżuterii, ponieważ nasi przodkowie musieli być w stanie rozpoznać drapieżne zwierzęta, jadowite węże i jadalne grzyby.

Howard Gardner

Monumentalne badania Gardnera, tak istotne dla rozwoju publicznej i prywatnej edukacji, przy pomocy najnowszej neurofizjologii próbowały wykazać obszary mózgu odpowiedzialne za poszczególne typy inteligencji… Niestety nie udało mu się jednak dokładnie określić obszaru mózgu związanego z inteligencją przyrodniczą. – Richard Louv, Ostatnie dziecko lasu…, 2014

Kiedy byłam dzieckiem podwórko było powszechnie uznawaną normą. Tam toczyło się życie. Tam doświadczałam pierwszych sukcesów i porażek. Byłam łąką i drzewami za blokiem. Betonowe blokowisko miało jeszcze spore kwadraty przestrzeni podzielone na pola rzepaku i działki ze starymi jabłoniami. Za górką było pastwisko ze wszystkimi polnymi kwiatami, na którym pasły się baranki w tym jeden czarny. Każdy z nas miał psa lub kota. Chłodziliśmy się w cieniu drzew… lub wspinaliśmy się na nie. Każdy liść był wyjątkowy…

Odróżnialiśmy robaki, które wgryzały nam się w skórę i zioła kojące ich jad.

Teraz beton zarósł całe miasto. Nie każdemu to przeszkadza. W końcu koła nie zapadają się w błocie.

Teraz, dzisiaj mam uczucie ciągłego braku przestrzeni. Braku słońca na twarzy. Braku lasu. Wody i wakacji. Jestem wielofunkcyjną matką od biegunek, zmian nastrojów, organizacji pracy w 15. minutowych przedziałach między praniem, prasowaniem, gotowaniem i publikowaniem. Chcę wolności – mam kołowrotek z chomikowej klatki.

Jak uciec, wyrwać się, móc przestać kiedy zawsze zwycięża pracoholizm i niedosyt?

Nie mam recepty. Mam braki.

Uczę się w przerwach wizualizować w umyśle mój ulubiony staw i ptaki… i ciszę. Las i mokradła za wodą. Spokój drzew i saren. Czasem wychodzi całkiem dobrze ale…

Brakuje gorąca. Palącej skóry. Brakuje podróży w przepoconym aucie. Kłótni o drogę. Wymiotów na postojach. Zapomnianych szczoteczek do zębów i kąpielówek. Zacinającej mapy Google i kolejek na granicach i bramkach… Drapieżnych ptaków zastygających na płotach w ciągłym zdziwieniu „gdzie tak gonisz kretynie”. Bagien, splątanych krzewów przy bagnach, skał i gór… niebieskich oceanów i czerwonych zachodów przy palmach. Deszczowych gór Bośni, uśmiechniętych sprzedawców oliwy w Chorwacji i tego uczucia, że teraz wszystko możesz, wszystko jest możliwe… Wszystko się uda, możesz jechać gdzie chcesz… Krótkie przebłyski optymistycznych taśm błękitu i żółtego. Chcę wreszcie wyjechać!

#art #astrologia #birds #celtowie #creative-photography #creative-writing #duchowość #dusza #emocje #energia #ezoteryka #filozofia #fizyka #forest #grzyby #inspiracje #intencja #intuicja #Kingfisherprzykawie #kreatywność #książka #księżyc #kwantowa #las #magia #medytacja #mushrooms #natura #nature #pisanie #podświadomość #ptaki #rytuały #rzeczywistość #sny #spacer #spokój #symbole #twórczość #umysł #warsztat #wild #zima #śnienie #świadomość

Czujna czapla

Czapla przeniosła się z Parku Centralnego nad zalew tworząc przylądek nadziei dla wszystkich wodnych stworzeń oraz ich obserwatorów. Są też kolorowe kaczki… ale dzisiaj nie mam czasu o tym opowiadać. Pozdrawiam, odpoczywajcie. Jest piątunio i nareszcie wyszło słońce!

#art #astrologia #birds #celtowie #creative-photography #creative-writing #duchowość #dusza #emocje #energia #ezoteryka #filozofia #fizyka #forest #grzyby #inspiracje #intencja #intuicja #Kingfisherprzykawie #kreatywność #książka #księżyc #kwantowa #las #magia #medytacja #mushrooms #natura #nature #pisanie #podświadomość #ptaki #rytuały #rzeczywistość #sny #spacer #spokój #symbole #twórczość #umysł #warsztat #wild #zima #śnienie #świadomość

Koziołek

Z koziołkami widzę się od początku wiosny do późnej jesieni. Zgodnie z rytmem moich wyjazdów do Sieniawki.

Wczesną wiosną odłączają się od stada. Błąkają się leniwie w zaciszu budzących się gęstych krzewów przy potoku. Często ignorują moją obecność. Wtedy mogę podejść bliżej i ukradkiem spojrzeć w ich dzikie oczy. Dostrajam się do ich rytmu. Chłonę spokój z ich zielonej czasoprzestrzeni. Czuję zapach pierwiosnków i młodej mięty. Czas zwalnia. Klatka po klatce wydłuża się oddech. Spotkanie przyjemnie się wydłuża. Czujemy swoją obecność. Nie przerywamy sobie. Myśli uwalniają się z ciasnej klatki. Zaczynają płynąć swobodnym nurtem jak ten mały potok pod moimi stopami. Zapach sierści i odgłos racic zapadających się w błotnej masie wyostrza mój przytępiony miastem słuch. Telefon milczy. Betony za mną nie płaczą. Las mnie znowu przytulił.

#art #astrologia #birds #celtowie #creative-photography #creative-writing #duchowość #dusza #emocje #energia #ezoteryka #filozofia #fizyka #forest #grzyby #inspiracje #intencja #intuicja #Kingfisherprzykawie #kreatywność #książka #księżyc #kwantowa #las #magia #medytacja #mushrooms #natura #nature #pisanie #podświadomość #ptaki #rytuały #rzeczywistość #sny #spacer #spokój #symbole #twórczość #umysł #warsztat #wild #zima #śnienie #świadomość

Rzekoterapia

Lany poniedziałek obudził mnie za wcześnie. Świt był na tyle obiecujący, że wygonił mnie na zewnątrz. Po rytmicznym marszu trafiłam znowu nad moją rzekę.

Ostatnio to właśnie rzeka w stała się miejscem spokoju na tyle skutecznym, że moje wycieczki kończą się właśnie tu, przy jej prawym brzegu. Wiosenny nurt brązowo-niebieskiej wody przyspiesza zgodnie ze spływami potoków ale najważniejsze, że jest czysta jak szkło i nie zmętnienie dopóki nie zrobi się naprawdę gorąco.

Dzisiaj jest rządzą tu ptaki. Jest głośno od ich treli i kwakania kaczek krzyżówek. Kremowa, zeszłoroczna trzcina zaczyna przeplatać się z młodymi soczysto zielonymi pędami. Jeszcze niedawno na ich miotłach siadały zimorodki, teraz ich miejsce zajęły niebiesko-żółte modraszki. Sroki siadają na wierzchołkach drzew tuż nad głowami wędkarzy siedzących na tych małych śmiesznych taborecikach powlekanych materiałem.

Jest cisza, jest szum, jest ta miękka, nienachalną energia dzięki której możesz iść bez końca nie męcząc mięśni. Spacer jak we śnie w kolorze kwitnących krzewów fuksji i dzikich drzewek wiśni. Jest dobrze. Mój roztrajkotany świątecznymi rozmowami umysł osiągnął harmonię tyle, że żołądek dalej boli od nadmiaru jedzenia i wina. Święta zwykle krzyżują moje dietetyczne plany. A spotkania redukują mi umysł do bezmyślnego wyrzucania myśli na każdy temat jak z niewidzialnego wulkanu. Dobrze, że już po nich. Dzisiaj wracam do fabrycznej normy kontrolowanego przepływu informacji i wyuczonej sekwencji dnia bez niespodzianek i telefonów.

Rzeka to żywa materia, kosmos zależności wodnych istot. Spacery zgodne z jej nurtem synchronizują krok i myśli. Przy odrobinie wysiłku i spokojnym oddechu można włączyć sobie darmowy reset. I zwyczajnie odpłynąć.

Jednak kiedy ten odżywczy moment u mnie następuje zaraz włącza mi się tryb zadaniowy rozwijając listę zaległych czynności do wykonania na już. Zwalczam i jego odwracając uwagę umysłu na głośne stukanie dzięcioła. Wdech-wydech. Trzeba się ratować. Myśli-mrówki na moment znikają, odchodzą… Przez parę godzin pójdą za kimś innym na drugą stronę rzeki. Został zapach mokrej trawy, mruczenie wody i słońce na twarzy. Czysta, dobra energia.

#art #astrologia #birds #celtowie #creative-photography #creative-writing #duchowość #dusza #emocje #energia #ezoteryka #filozofia #fizyka #forest #grzyby #inspiracje #intencja #intuicja #Kingfisherprzykawie #kreatywność #książka #księżyc #kwantowa #las #magia #medytacja #mushrooms #natura #nature #pisanie #podświadomość #ptaki #rytuały #rzeczywistość #sny #spacer #spokój #symbole #twórczość #umysł #warsztat #wild #zima #śnienie #świadomość

Tajemnicze stare domy

Kiedy kończy się męczący piątek planujemy sobotę, czasem nawet niedzielę. Muszę iść na długą wędrówkę lub wejść na górę. Marzy mi się poranna mgła i cisza. Wiosenne grzyby wystające ze spróchniałych gałęzi i mchy na starych gałęziach. Zapach starego lasu. To jest to czego właśnie pragnę.

Szliśmy stromym podejściem na Sowę. Wilgotne powietrze stało w miejscu. Resztki śniegu chrupały pod stopami. Kamienista ścieżka wiła się w niewygodnym korycie. Odgłosy małych ptaków rozbijały resztki ciszy tuż przed nalotem turystów. Śnieg jakby rósł z kolejnym krokiem i drażnił swoją obecnością w blasku słońca. Skręcamy przy dziwnej karczmie w miejscu gdzie krzyżują się szlaki* czarny, żółty i chyba czerwony. Jakiś turysta przeszedł obok nas z kijkami i w krótkich spodenkach wywołując u nas znaczące spojrzenia. Wiosna. A my dalej w puchowych kurtkach.

Skręcamy nie tam gdzie trzeba. Na szczyt nie damy rady przed obiadem. Znów kamienie i brudny śnieg. Stare drzewa stoją pewnie choć w nie wszystkich ruszą soki. Stare domy z desek wyłoniły się jak widma. Powyginane jakby ktoś je formował kopniakami. Szare deski nie wytrzymały próby czasu ale jakaś wewnętrzna siła trzymała je dalej w jednej bryle. Wklęśnięty dach służył jako ogród dla mchów i porostów.

Energia przeszłości.

Takie domy niosą w sobie tajemnice. Mają duszę przepełnioną niepokojem. Jakieś życie się toczyło, wdrapywało, zmagało i kończyło. Oglądam ściany i dach łapiąc z trudem równowagę na pochyłym terenie. Nie ma szans spojrzeć poza zaślepione okna. Może i dobrze. Dlaczego wcześniej ich nie widziałam?

Robię zdjęcia. Coś mi przeszkadza. Jakaś niewygodna myśl, która ciągle dręczy spokojny umysł. Uczucie tajemniczości i umiarkowanego lęku. Coś tu jest. Coś drzemie. Ale nie śpi. Muszę tu wrócić gdy już trawa będzie zielona…

szlaki* – Wracając do szlaków. Sprawa kolorów nie jest taka, jak się wszystkim wydaje. Wcześniej szlak „czarny” kojarzył mi się z najbardziej ze stromym, trudnym – nic bardziej mylnego, poniżej cytuję nasz wędrowny research:

Czy kolory szlaków mają znaczenie?

„Szlaki turystyczne kolory” to zagadnienie budzące wiele kontrowersji. Czy faktycznie czarny szlak jest najtrudniejszy? Odpowiedź zależy od tego, na czym się poruszasz. W przypadku szlaków narciarskich rzeczywiście czarną barwą oznacza się te najtrudniejsze trasy, przeznaczone dla najbardziej doświadczonych narciarzy. W przypadku szlaków pieszych zasada „czarny = najtrudniejszy” już się nie sprawdza.

Nieprawdziwe byłoby jednak stwierdzenie, że kolory tras górskich nie mają żadnego znaczenia. Odpowiedź na pytanie: „kolory szlaków co oznaczają” przedstawia poniższa lista:

  • Czerwony – ten kolor jest przeznaczony dla głównego szlaku w danym paśmie. Zarówno Główny Szlak Beskidzki, jak i Główny Szlak Sudecki, są oznaczone tą barwą. Na czerwonym szlaku możesz spodziewać się atrakcyjnych krajobrazów, a także niestety dość dużego zagęszczenia ludzi, zwłaszcza jeśli wybierzesz się na wycieczkę w wiosenny czy letni weekend.
  • Niebieski – ten kolor oznacza zazwyczaj drugi pod względem ważności szlak w danej okolicy. Niekiedy jest bardzo długi, tak jak np. niebieski szlak Rzeszów – Grybów.
  • Zielony – tym kolorem często oznacza się widokowe trasy lub takie, które prowadzą do charakterystycznych punktów. Jeśli więc zależy ci na dokładnym poznaniu okolicy, posprawdzaj zielone szlaki.
  • Żółty – zazwyczaj tą barwą oznacza się krótki szlak łącznikowy.
  • Czarny – tym osławionym kolorem oznacza się często szlaki łączące różne trasy lub takie z najkrótszym dojściem do danego punktu.

Wyjaśniając do końca kwestię „oznaczenia szlaków górskich kolory” warto oczywiście zaznaczyć, że istnieją takie miejsca, gdzie dwa lub więcej szlaków idzie wspólnie przez jakiś czas. Według instrukcji przygotowanej przez PTTK taki odcinek nie powinien być jednak dłuższy niż 3 km… […] źródło: skalnik.pl

#art #astrologia #birds #celtowie #creative-photography #creative-writing #duchowość #dusza #emocje #energia #ezoteryka #filozofia #fizyka #forest #grzyby #inspiracje #intencja #intuicja #Kingfisherprzykawie #kreatywność #książka #księżyc #kwantowa #las #magia #medytacja #mushrooms #natura #nature #pisanie #podświadomość #ptaki #rytuały #rzeczywistość #sny #spacer #spokój #symbole #twórczość #umysł #warsztat #wild #zima #śnienie #świadomość