Archiwa tagu: #sprzątanie

Moja walka z codziennym brudem bez sensu a jednak

Sny znowu jawią się niepewne. W ucieczkach, poszukiwaniach i niepokoju. Słoneczne miasto może we Włoszech, piaskowe mury i jasne olbrzymie drzwi do wielkiego budynku, z którego wychodzę a później wracam w szaleńczym biegu, poszukując wielkich drewnianych drzwi, które nie wiadomo dlaczego chowają się w zakamarkach zagięć murów. Chyba ktoś mnie goni. Napięcie rośnie i rośnie. Przyspieszam.

Dobrze chociaż że świeci słońce i wątła nadzieja w maleńkim przeczuciu tli mi się nieśmiało za uszami, że to tylko jakieś terminy, należności, zobowiązania. To mnie goni. A jednak pod postacią ludzką jednak ona mi się nie manifestuje.

Środkiem ulicy przechodzi szeroko kolumna ludzi w niebiesko żółtych ubraniach, z plakietkami na szyjach, zawieszonych na długich smyczach. Wyglądają jak ekipa filmowa i chyba tym właśnie są. Kobieta z blond włosami upiętymi w niedbały kucyk, z widocznymi czarnymi odrostami wysuwa się przed szereg… I to chyba wszystko. Zagubienie i strach z nutą wakacyjnych wrażeń. Takie emocje zapamiętuję z tego nie wiadomo czego. Miasto i słońce. Brązowe drzwi. Nie było aż tak źle, ale jednak.

Słońce wlewa się przez pokój chłopców na podłogę oświetlając białe framugi. Cisza. Na cyferblacie czarnego zegarku 6:05. Jeszcze nie wiadomo czy pojedziemy dzisiaj na bagna. J. twierdzi, że jest za chłodno, a ogrzewanie wyziębionych pomieszczeń kosztuje fortunę a więc zostaje tylko odpoczynek przy Netfliksie i cydrze z chipsami. Ale najpierw piątek gospodarczy.

Kurze niewycierane od dwóch tygodni zalegają na półkach i podłogach. Dzisiaj dostaję baty za nieregularność prac ścieralniczo-porządkowych. kręgosłup pierdolnie jak nic. Najpierw jednak przygotowania szkolne. Śniadanie, ciuchy, kłótnia, łazienka… Później cisza. Lekka wibracja po wyjściu. Ptaków śpiew za oknem. Chwila zastanowienia. Ściągnięcie się w sobie i branie się w garść, odnajdowanie siły i branie się za to czego od lat nie cierpię.

Jak dorobię się godnych pieniędzy oddeleguję te czynności komuś innemu. Na te słowa zwykle wywołuję śmiech u J. , który wtedy mówi, że i tak sam to zrobi. Co się zwykle dzieje, kiedy nie ma siły zająć się domem na bagnach. Nie da zarobić pracowitym sprzątaczkom a zła karma dopada właśnie mnie. Gdyby nie posprzątał i nie zakonserwował wszystkich urządzeń rurowo-przepływowo-gazowych pewnie nie jeździlibyśmy tam na weekendy. Chwała mu za to. Sprzątanie dwóch chałup wykracza poza mój fizyczny potencjał. Sprzątanie wysysa ze mnie energię, pozbawia spokoju, męczy niemiłosiernie swoją cyklicznością i bezsensem powtarzalności, o niesprawiedliwości bycia kobietą nie wspomnę.

Jednak po wycieraniu, myciu, układaniu i szorowaniu przychodzi taki dziwny moment oczyszczenia, który przez krótki czas daje jakąś dziwną rekompensatę za włożony trud. Uczucie, że jednak Wszechświat mi sprzyja, że widzi moje zmagania i walkę, a nawet przytula moją rozedrganą i w kółko zmęczoną duszę do swojego wielkiego serca. Ale ta chwila jest stanowczo za krótka i stanowczo niewarta mojego wysiłku nawet, kiedy ruchy naprzemienne generują lepszą pracę mózgu. To stanowczo za mało.

Świat składa się z brudu. Z brudem walczymy nieustannie każdego dnia w naszych domach i umysłach; w pracy; w szkole i na ulicach. Kiedy skończysz ktoś znowu wszedł do sieni i narobił śladów z błota. Wściekasz się i zaczynasz cały proces od nowa. Zapominasz, że najpiękniejsze kwiaty wyrastają na błocie, na bagnie, na śmietnikach. Jednak to żadne pocieszenie kiedy sprzątaniu nie ma końca. Nie jesteś tym kwiatem tylko sprzątaczką. Chwytasz się myśli końcowej. Dalej szukasz pocieszenia i sensu. Tam też nic. Głucho.

Dlatego na prace gospodarcze wybieram piątek. Może to nieintuicyjne ale piątek sam w sobie jest pocieszeniem. Jest obietnicą wolności i zmiany. Po najgorszym przyjdzie lepsze, a wszystkie cykle przeciążeń i nadwyrężeń zamkną się w jednym dniu. Jutro jawić się będzie słonecznym odpoczynkiem i zakwasami. Bez sensu a jednak.