Archiwa tagu: #obojętność

Obojętność

Viktor Franki, W poszukiwaniu sensu to kolejna rozpoczęta książka. Nasłuchałam się o niej u podcasterów nie raz, teraz wiem, że całkiem słusznie. Psycholog czy psychiatra, który przeżył piekło ma narzędzia, żeby przez mroczne ścieżki przeprowadzić innych. To jest siła takich książek. Czasami wystarczy jedna rozmowa, jeden wschód słońca, jeden gest aby podnieść się i wrócić do szeregu. Czasem nic nie wskrzesi obojętności, znieczulenia, które popchnie do ostatniej fazy depresji. Umysł zawsze będzie zagadką. A my zawsze żądamy odpowiedzi nawet gdy jej nie ma.

Dobre czasy zawsze mijają i nic nie jest stabilne. Dobre mija zanim naprawdę się zagości. Zauważymy tylko stratę. Strata boli najbardziej. Później przychodzi następna i następna… A na końcu rodzi się obojętność. Emocje, rozbujane w młodości cichną z wiekiem. Jakby przestawały być potrzebne. Może tak ma być. A może to kolejna sztuczka naszych umysłów.

Kolejna niedziela nie wywołuje już takiego stresu przed poniedziałkiem jak kiedyś. To czego nie zrobiłam nie odbija się już tak bardzo wyrzutami. Mój wewnętrzny krytyk słabnie. I to właśnie jest pozytywną stroną, o której nawet nie marzyłam. Mogę leżeć i naprawdę nic nie robić. Zamiast zrywać się biec do kuchni jak każdego ranka, mogę zwolnić się z obróbki warzyw w planowanym obiedzie czy śniadaniu, przed lub po obrobionych zadaniach tekstowych w komputerze. Nie ładuję baterii aparatu, żeby zdążyć na poranne mgły nad polami. To akurat nie jest dobre. Ale nie powoduje zadyszki przed biegunką niedzielną w mojej głowie. Sztuka odpuszczania rodzi się wraz z obojętnością. W tym przypadku umysł ratuje nam życie lub odkłada zawał na później. Coś nas chroni przed zagładą. Umysł zasłania nam oczy. Umniejsza. Rozgrzesza. Nie popycha. Taka reakcja obronna przed ciągłym truchtaniem wokół rzeczy.

Tak w ogóle nigdy nie lubiłam niedziel. Ten podział zawsze mnie przytłaczał. Od dzieciństwa czułam lęk przed tym dniem, który zawsze był do dupy i nigdy nie dawał mi komfortu wypoczynku. Przy dobranocce ogarniał mnie strach przed poniedziałkowym wejściem do szkoły, a w dorosłości przed drzwiami pracy wywoływał sensacje żołądkowe. Dlaczego tak późno odkryłam w sobie wiarę, że mogę robić coś samodzielnie. Nauka jest lepsza z dobrych książek a praca ciekawsza gdy sam sobie stworzysz etat. Nikt nas nie uczy satysfakcji. Nawet nie uświadamia czym może być na tym łez padole. Ktoś ustanawia normy jak chore przykazania, a my jak te owce… Przedszkole, szkoła, studia, magister , samochód, mieszkanie…, ku*wa, czyje to marzenia? Na pewno nie moje. Ale ta bajeczka działa. Bo tak jak wszyscy, tak i ty musisz znaleźć miejsce w szeregu. Jak na porannej zbiórce w Auschwitz, ktoś przydzieli ci pracę, która innym jest potrzebna ale nigdy tobie. Z ciebie wysysa soki, upuszcza krew. Im wcześniej wyjdziesz poza schemat, tym szybciej się uratujesz. Jeśli się nigdy nie odważysz. Zobojętniejesz.

Odwaga. Tego nie uczą naszych dzieci. Łatwo się domyślić dlaczego.