Archiwa kategorii: Opowiadania z forestu

Energia przebiśniegów | The Energy of Snowdrops

Dzisiaj już jakby ciepło. Dzień cieszy się słońcem. Prawdziwa wiosna na przedwiośniu. Wszystko poszło szybciej niż w zeszłym roku. Drzewa, ptaki, przebiśniegi a nawet forsycje. Jest dobrze. Czuję dopływ energii, która nie wie jak się wydostać z zaspanego ciała i tak się miota, że siedzenie w domu i pisanie zaczyna być bolesne.

Wczoraj z P. przemierzyliśmy pole błota by dostać się do wysepki z brzozami i olchami na dnie której wybuchły kępki soczystych przebiśniegów. Znam to miejsce od prawie pięciu lat. Tylko tu rosną te prawdziwe, dzikie, pierwsze. nie dotknięte ludzką ręką. Tylko tu jest ta energia. Budzi się po zimowej śpiączce. Ukryta między starymi, powalonymi drzewami. Niezauważalna dla tych spoza strefy. Tylko tu czas płynie w swoim tempie albo raczej zatrzymuje się żeby odetchnąć. Dla wtajemniczonych materializuje się. Wybucha, zachwyca…

Takie miejsca znajduję tylko na moich bagnach w Sieniawce albo w lesie gdzie przecinają się potoki. O świcie cisza zagęszcza się a ptaki leniwie siedzą na gałęziach. Owady unoszą się nad błotniastymi kałużami. Czekam na pierwsze skrzypy i błotniaki polujące na zaskrońce. Na pisk myszołowów i pierwsze podłużne serie dzięcioła czarnego. Na żółte pierwiosnki pod olchami i spacery samotnych, ciekawskich koziołków oddalonych od stada. A później fiołkowe przylądki nadziei… Ale teraz jestem tu.

Tutaj mam przebiśniegi na środku błotnistego pola. Ich ukryta energia unosi się nad płaskowyżem i snuje dziwne wyobrażenia o naturze bez granic. O tym co było, i o tym co nadejdzie. Niezależnie od naszych zmagań i porażek zawsze istnieć będzie w tej czy innej formie cząsteczkowej. Będzie budzić się na nowo i zamierać w przygruntowych przymrozkach. Cyklicznie pompując i parując wodę. Bezgłośnie w swoich żyłach rozprowadzi odżywczą substancję do najmniejszych zakamarków swojego istnienia bez zastanawiania się czy musi, czy chce. Nam nic do tego. Jesteśmy poza strefą energii.

Przebiśnieg (Galanthus nivalis L.) – Posłaniec Wiosny

Przebiśnieg, znany także jako Śnieżyczka przebiśnieg, to niska roślina z delikatnym, białym kwiatem. Jest typowym przedstawicielem rodziny amarylkowatych i rośnie dziko w lasach południowej i środkowej Europy. Choć pierwotnie spotykany był w ograniczonym obszarze, obecnie zdobi ogrody na całym świecie.

Rozmieszczenie geograficzne: Przebiśnieg rośnie dziko od północno-wschodniej Hiszpanii po Kaukaz i Azję Mniejszą. W Polsce można go znaleźć głównie na południu, w górach, na wyżynach i na Dolnym Śląsku. Jednakże, dzięki swojej urodzie, został szeroko rozpowszechniony poza naturalny obszar występowania.

Morfologia:

  • Pokrój: Niska roślina o wysokości od 15 do 30 cm, tworząca kępy w korzystnych warunkach.
  • Organy podziemne: Posiada kulistą lub jajowatą cebulę, okrytą suchą, brązową łuską. U jej nasady wytwarzane są cebule potomne.
  • Łodyga: Owalny głąbik jednokwiatowy, wznoszący się podczas kwitnienia i wydłużający się podczas owocowania.
  • Liście: Sinozielone, mięsiste, równowąskie, objęte liściem pochwiastym ochronnym.
  • Kwiaty: Białe, zwisające kwiaty pojedyncze, pachnące miodem, rozwijające się na szypułce wyrastającej ze szczytu łodygi.
  • Owoce: Mięsista, żółtozielona torebka trójkomorowa, pękająca w czerwcu, zawierająca nasiona rozsiewane przez mrówki.

Biologia:

  • Przebiśniegi są jednymi z najwcześniej zakwitających roślin, kwitnie od lutego do kwietnia, często spod śniegu.
  • Kwiaty pachnące miodem przyciągają pszczoły i inne owady zapylające.
  • Po przekwitnieniu, roślina szybko zamiera na powierzchni gruntu, pozostawiając jedynie cebulę ukrytą pod ziemią.
  • Gatunek ten jest zapowiedzią przedwiośnia i jest popularny w uprawie jako roślina ozdobna.

Cechy fitochemiczne:

  • Roślina zawiera szereg alkaloidów, takich jak galantamina, likoryna, tecetyna, mających właściwości trujące.
  • Spożycie cebul wywołuje reakcje toksyczne u ludzi i zwierząt.
  • Przebiśniegi są również stosowane w medycynie ludowej, ale ze względu na swoje właściwości trujące, należy zachować ostrożność.

Przebiśnieg, wraz z delikatnym pięknem swoich kwiatów, jest nie tylko znakiem nadchodzącej wiosny, ale także ciekawym obiektem dla miłośników przyrody i ogrodników.

Śląskie Davos. Szwajcarskie Sokołowsko. Buczynowe uzdrowisko

Poniedziałek nadszedł tym razem spodziewanie z całą masą sprawunków. Jednak ich znaczenie jakby zmalało. Moja uwaga się do nich nie przykłada. Wrażenia zobowiązań jest jakby za mgłą, jakby poza moją jurysdykcją cokolwiek to znaczy. Wszystko co muszę ukryło się po prostu w jakiejś dziurze, która jest teraz nieistotna i można ją na chwilę zakopać i przydeptać podeszwami. Czas nie jest nachalny. Nie przyspiesza. Nie panikuje. Woda z kranu kapie wolniej. Za szybą świat wypełnia się dźwiękiem stłumionych warstw głosów przekrzykujących się piskliwości ptaków. Ich wielość wypełnia całe tło ulicy. Jest jakby wiosennie. Trzymam się tej myśli i zapachu wpływającego przez uchylony lufcik plastikowego okna. Przyroda zawsze znajdzie drogę do mojego mózgu. Spływa do każdej komórki, żeby wypełnić je światłem i nową energią. Oj, poszło by się nad rzekę, ale w tak zawalonym harmonogramie wizyta wypadłaby na godziny wieczorne, kiedy ciało już raczej odmawia posłuszeństwa, szkoda. Odbijemy sobie w środku tygodnia.

Buczynowy las

Mam w głowie buczynowy las z naszej sobotniej wycieczki. Srebrne kory buków z kreseczkami spływającej wody. Nieustający deszcz tonizujący umysł jak muzyka od mnichów tybetańskich z YouTube. Byliśmy w Sokołowsku. Tym Sokołowsku z Empuzjon Olgi Tokarczyk… Jakim trzeba być ignorantem, żeby mieć pod nosem takie miejsce i nie korzystać z niego zwłaszcza w covidovej zawierusze jeszcze dwa lata temu albo i teraz, kiedy prątki tej zarazy jeszcze krążą w powietrzu pod różnymi mutacjami kaszlu, wydzielin, rozwolnień i bóli wszystkich możliwych organów.

Sokołowsko ze względu na dość tajemnicze położenie między górami, potokami i gatunkami drzew oraz z zagadkowym podziemnym jeziorem opisanym w książce stało się kurortem dla gruźlików z całego świata. Warunki jakie sobą reprezentowało wystarczyło kuracjuszom do poprawy zdrowia swoich płuc i serca gdzie panaceum na wszystko stanowiły w głównej mierze spacery „zdrowotnymi ścieżkami”. Tak, spacery zapisywane na receptę przez ówczesnych doktorów. Zupełnie jak w przypadku dzisiejszych kąpieli leśnych dla uspokojenia nerwów, redukcji lęków i obniżenia ciśnienia. Powolne spacery wyznaczonymi trasami bez nerwowych rozmów. Takie były zalecenia. Takie wyczytałam w Empuzjonie. Tak więc specyficzne położenie uzdrowiska było kluczowe. Tu klimat był inny niż w tradycyjnych górach za sprawą właśnie tego podziemnego jeziora, o którym jeszcze nie znalazłam wzmianki w innych źródłach niż książka. Klimat Nie tak zimny w odczuciu ale przystępny i dbający o drogi oddechowe lepiej niż atrakcje uzdrowiskowe w innych górskich uroczyskach. Odpowiednie gatunki drzew, mchów i porostów oraz sieć potoków składają się na ten unikalny mikroklimat, dobrostan dla naszych wymęczonych, przyduszonych organizmów. Dobre miejsce na spacery dla małych i dużych zamiast sztucznych inhalacji, nebulizacji mamy naturalny lek na płuca zaledwie 40 minut od miasta. Czytajcie Noblistów a będzie Wam dane…

„W Sokołowsku występują dwa poziomy klimatyczne o silnym zróżnicowaniu: poziom dna dolinnego (sanatoria) i poziom południowego stoku (od 600 do 620 m n.p.m.). Dno doliny charakteryzuje się zacisznością – prędkości wiatrów są tu minimalne. Na stokach wiatr znacznie przyspiesza. Wiatry z kierunków wschodnich są bardzo rzadkie. Sokołowsko jest najzimniejszą miejscowością tej części Gór Suchych. Występuje tu stosunkowo długa zima i krótkie lato, a także obfite opady deszczu, z których 61% spada latem, z maksimum w lipcu.”

Symbioza natury i kultury
„Sokołowsko to miejscowość w gminie Mieroszów w powiecie wałbrzyskim. Leży w Górach Suchych,najwyższym paśmie Gór Kamiennych. Strome zbocza tych nie najwyższych gór (Waligóra ma 936 m n.p.m.) sprawiają, że są one niekiedy nazywane „sudeckimi Alpami” (nieoficjalny szlak pieszy wyczynowy wiedzie przez szczyty z „Korony Sokołowska” – najwyższe góry pasma Gór Suchych, leżące na polsko-czeskim pograniczu). Wieś zamieszkuje niespełna 1000 mieszkańców. Jest jedną z największych miejscowości gminy. Odwiedzają ją też turyści i kuracjusze.” – https://welthellsicht.blogspot.com/2020/02/sokoowsko-zaczarowana-wies-w-gorach.html

HISTORIA SANATORIUM DR BREHMERA

Pierwsza wzmianka nt. Sokołowska pojawia się w 1357, jako istniejąca wieś założona najprawdopodobniej przez zakon benedyktynów w Broumově. Do końca XV wieku Sokołowsko miało kilku właścicieli.

W 1509 r. Sokołowsko wraz z pd. częścią księstwa świdnickiego nabył hr. von Hochberg, który założył rodową siedzibę w Książu. Do połowy XIX wieku w Sokołowsko nie różniło się niczym od innych wsi w dobrach Hochbergów. Zmiana w losach wsi nastąpiła w 1849 r., kiedy na wypoczynek zajechała hr. von Colomb. Zachwycona krajobrazem Sokołowska namówiła swojego szwagra dr Hermanna Brehmera na utworzenie uzdrowiska leczącego metodą hydroterapii Vincenta Priessnitza.

W 1855 r. w Sokołowsku zostało uruchomione pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium dla gruźlików, którym zastosowano nowatorską metodę leczenia klimatyczno-dietetycznego. Na wzór Sokołowska został stworzony ośrodek leczenia gruźlicy w Davos. W późniejszym czasie Sokołowsko zyskało miano “śląskiego Davos”, chociaż to Davos powinno nazywać się “szwajcarskim Sokołowskiem”. Bliskim współpracownikiem dr Brehmera stał się prof. Alfred Sokołowski. Dla uczczenia jego zasług w 1945 r. miejscowości nadano jego imię.

Uzdrowisko nie należało do tanich, lecz było dobrze zagospodarowane – już przed 1888 r. posiadało pocztę i połączenia telefoniczne. W 1887 r. przebywało tu 730 kuracjuszy. Pobyt dr Tytusa Chałubińskiego w Sokołowsku zaowocował pośrednio jego zainteresowaniem Zakopanem, gdyż rozpoczął poszukiwania okolicy zbliżonej do tego uzdrowiska dla zorganizowania w Polsce takiego samego ośrodka leczenia gruźlicy.

Po II wojnie światowej pozostało tutaj uzdrowisko o profilu przeciwgruźliczym. Pod naciskiem dr Stanisława Domina zmieniono profil leczenia w kierunku leczenia chorób dróg oddechowych. W latach 70. XX wieku w miejscowość zaczęto przekształcać w ośrodek sportów zimowych dla potrzeb klubów wałbrzyskich, docelowo miał powstać Wojewódzki Ośrodek Sportów Zimowych. Jednak z braku środków finansowych nie wszystko udało się zrealizować. Pozostały tylko trasy biegowe (w tym nartorolkowa), które włączono do Biegu Gwarków. W ostatnich latach uzdrowisko przeżywa regres, oparty na ogólnym kryzysie ekonomicznym. Po II wojnie światowej status wsi Sokołowsko uzyskało dopiero na początku XXI wieku.

W 2007 roku obiekt byłego Sanatorium dr Brehmera zakupiła Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ i tworzy w tym miejscu Miedzynarodowe Laboratorium Kultury.

Historia tego miejsca rozpoczyna się na nowo….. – Z informacji na stronie: https://www.sokolowsko.org/pl/sokolowsko

Tu ciekawy blog turystyczny pięknie opisujący Snokolowsko i okolice: https://welthellsicht.blogspot.com/2020/02/sokoowsko-zaczarowana-wies-w-gorach.html

Las buczynowy

Las buczynowy to jeden z typów lasów liściastych, w których dominuje buk zwyczajny (Fagus sylvatica). Buczyny są charakterystycznym ekosystemem leśnym, występującym głównie w strefie klimatu umiarkowanego na półkuli północnej. Buk zwyczajny to gatunek drzewa liściastego, który osiąga imponującą wysokość i tworzy zwarte drzewostany o pięknym wyglądzie.

Oto kilka cech charakterystycznych lasu buczynowego:

  1. Drzewa bukowe: Buk zwyczajny osiąga do 30 metrów wysokości, a jego kora jest gładka i srebrzystoszara. Liście buka są jajowate, ząbkowane i zielone, zmieniające się w jesiennej porze roku w intensywne odcienie czerwieni, pomarańczy i brązu. Owocami buka są brązowe orzeszki nazywane bukwią – jednonasienne, trójgraniaste orzeszki długości 1-2 cm, błyszczącobrązowe, zebrane po dwa (rzadziej pojedyncze) w zdrewniałej, pokrytej kolczastymi wyrostkami okrywie. Zbiorowiska roślinne należące do buczyn są wyznacznikami chronionych siedlisk przyrodniczych wymagających wyznaczania obszarów Natura 2000. Las bukowy to najlepsze miejsce do kąpieli leśnych czyli Shinrin-yoku (jap. 森林浴; kąpiel leśna), zwłaszcza wiosną
  2. Podrosty i runo leśne: W buczynach można znaleźć różnorodne gatunki roślin zielnych, mchów i porostów. Runo leśne jest ważnym elementem ekosystemu, tworząc warstwę ochronną dla gleby i dostarczając schronienia dla wielu małych zwierząt.
  3. Bogactwo flory i fauny: Las buczynowy jest domem dla licznych gatunków roślin, ptaków, ssaków, owadów i grzybów. Ptaki takie jak dzięcioły, sójki czy sikorki często zamieszkują te lasy, a ssaki, takie jak jelenie czy dziki, są powszechnie spotykane.
  4. Sezonowe zmiany: Buczyny prezentują piękne zmiany krajobrazu w ciągu roku. Wiosną liście buka rozwijają się, nadając lasom intensywnie zieloną barwę. Latem las jest bujny i zacieniony, a jesienią drzewa bukowe prezentują malownicze odcienie jesieni. Zimą większość liści opada, eksponując delikatną strukturę gałęzi i konarów.
  5. Ochrona przyrody: Las buczynowy jest często chroniony jako obszar przyrodniczy ze względu na swoją wartość ekologiczną. Ochrona takich obszarów jest istotna dla zachowania różnorodności biologicznej i utrzymania zdrowego ekosystemu.

Buczyna, jako ekosystem leśny, pełni istotną rolę w utrzymaniu równowagi ekologicznej, dostarczając schronienia dla wielu gatunków i wpływając pozytywnie na jakość gleby oraz regulację klimatu.

Śnieży

Zanim wyrosła jej świadomość była ufna. Wierzyła w tylko dobre intencje. Dorośli istnieli tylko po to, by wspierać i pomagać. Pomagać jej i sobie wzajemnie. Życie było proste. Każdy dzień był radością i ciekawością świata. Przemierzała korytarze myśli, łąki niewiedzy, pustynie naiwności. Odkrywała lasy i morza. Żyła pełnią. Słońce świeciło tylko dla niej. Wystarczyło tylko być cicho.

Puste mieszkanie przemierzała małymi kroczkami. Pustka miała swoją gęstość i smak. Była uśpieniem, zapomnieniem, niewiedzą i normą. Zaglądała pod łóżko za zagubioną kulką i kredką. Później włączała telewizor sprawdzając czy nie puścili jakiejś bajki. Bajka to było coś. Bajka wypełniała 30 minut nadmiaru czasoprzestrzeni. Przewijała nudę. Czas przyspieszał gdy wyimagowany świat poruszał się, skakał i śpiewał. Spragniony wrażeń mały umysł wciągał te kolory jak narkotyk. Niestety, niema. Niestety tylko cisza, przerwa i śnieżenie. Telewizor śnieży. Tak mawiali dorośli. Włączając garstkę poezji w ich kanciaste słowa. Nic nie ma, nic dzisiaj nie puszczą. Śnieży. Wieczorem będzie dziennik. A przed dziennikiem może wieczorynka jeśli ktoś przypomni gdyby czas nagle wyrwał się spod kontroli. Ale co teraz? Nic. Wyłącza telewizor nie tracąc nadziei. Włączy go za 20 minut. 20 minut to czas, w którym może się dużo zmienić. Ktoś na przykład może zmienić zdanie. Ktoś inny może niechcący puścić bajkę albo jakiś film, tak przez przypadek, przez nieuwagę. W końcu ludzie często się mylą. Coś może przerwać śnieżenie. Cisza rozproszy się i opadnie jak mgła na brązowo sraczkowatej podłodze przy brązowych fotelach i meblościance również brązowej jak gdyby nie istniały inne kolory i ukaże się inny wymiar.

Za oknem parapet. Szeroki blaszany, gdyby nie metalowe obicie pewnie też byłby brązowy. Na nim karmnik z jasnej sklejki. Prezent od kogoś, kto miał być bliski i chciał żeby obraz za oknem się zmieniał. Pod daszek przylatywały te dwa szare gołębie i przesiadywały tak godzinami łypiąc swoimi małymi czerwono czarnymi oczami. Ekran okna wyświetlał czasami wróble ale rzadziej inne ptaki. Z brązowego mieszkania można było wyjść na korytarz. Też brązowy. Na przykład do toalety. Jednak tam chodzić nie wolno gdy nikogo nie ma w domu. Był też strych na poddaszu. Pachniał wykrochmaloną pościelą ale tam dostęp blokowały drzwi zamykane wielkim metalowym kluczem. Ale można było posiedzieć na szerokich zakręconych schodach bo na strych też nie wolno chodzić samej. W prawej części korytarza były komórki. Komórki miały kolorowe kłódki a ich drzwi były z drewnianych niecheblowanych desek, z których powypadały sęki. Przez te wielkie bezsękowe oczy otwierał się tajemniczy świat słoików z kompletami i ogórkami oraz bliżej nieokreślonymi masami. Chciała tam wejść. Przyjrzeć się z bliska. Dotknąć zakurzonych złotych denków. Poukładać z nich piramidy. Najpierw jeden rząd z równiusienkimi przerwami. Na nim kolejna warstwa ale krótsza, a później następna i następna aż do momentu gdy na szczycie stanie tylko jeden słoik. To by było coś.

W mieszkaniu przedzielonym prawie na pół meblami. Ta mniejsza podłużna część należała tylko do niej. Tam prowadziła swoje pustelnicze życie. Wśród przedmiotów i zabawek które miały twarze. Te twarze czasem przemawiały, coś chciały, domagały się uwagi, co rusz trzeba było w czymś im pomagać. Ona musiała to robić. Była potrzebna i niezastąpiona. Słuchała ze zrozumieniem ich narzekań. Wykonywała ich polecenia, o wszystkich pamiętała i nikogo nie faforyzowała. Dla niej wszyscy byli ważni. Żółto biały misiek, plastikowa pszczoła z czerwonymi skrzydłami, lalka z którą spała wąchając jej słomkowe włosy. Wszyscy byli zaopiekowani. Wysłuchani i przestawieni bliżej okna, żeby mogli spoglądać przez szybę na karmnik. Gdy obrobiła potrzebujących wchodziła do kuchni. Otwierała z wysiłkiem białe ogromne drzwi. Drzwi nie chciały jej tam wpuścić ale po odpowiednich prośbach i odpowiednio długim naciskaniu na srebrną klamkę w końcu ustępowały. Kuchnia miała ścięty dach, jak na poddaszu, ściany pomalowane wałkiem prezentowały powyginany, pionowy wzór w wiadomym kolorze. Na wprost małe okienko jak w czołgu. Wpuszczało strumień słońca. I wanna. Biała wielka wanna. Jak basen. Stół, taborety, szafki, bojler i zimno. W tym pomieszczeniu panował inny klimat. Było zimno. Zawsze zimno. Ale okienko korciło, zmuszało, namawiało do wyglądania na inną stronę ulicy jak na inny poprzeczny świat. Niestety ona była za mała. Zawsze za niska do tych wszystkich urządzeń. Szafek, półek, luster. Wszystko było za wysoko aż bolała szyja i gardło od ciągłego przechylania głowy, odsuwania się i potykania o te wszystkie przedmioty leżące za piętami. Trzeba było podstawić stołeczek. Stołeczek w odpowiedniej odległości od ściany. Gdy już się udało odmierzyć odpowiedni dystans za okienkiem zobaczyła dachówki i niebo. Wzór okrągło zakończonych brzegów równo poukładanych dachówek falujących na tle chmur. Dach hipnotyzował, przesuwał granice, udawał ruch, wyświetlał krótkie animacje. Coś mówił, ale do końca go nie rozumiała co. Był dziwny ale w niczym nie mógł mierzyć się z telewizorem. Kiedy chłód był nie do wytrzymania trzeba było zejść ze stołka i odstawić go na miejsce. Wejść z powrotem do ciepłego pokoju. Poczuć przez chwilę ciepło na twarzy. Zamknąć z trudem białe drzwi. Usiąść w wielkim fotelu jak dla babci. Skrzyżować nogi po turecku tak jak uczyli w przedszkolu. Włączyć telewizor. Może już nie będzie śnieżył…