Deszcz

Deszcz przyciemnił okno powracając noc na nowo. Nasila się i pluszcze. Wylewa się z rynny. Wiatr przygania go bliżej, ponagla. Uratuje mnie przed przymusowym spacerem, na który nie mam dzisiaj ochoty.

Deszcz głośny, coraz głośniejszy.

Przychodzi falami. Dźwiękiem przypomina wiatr. Kurtyna wody oddała się i wraca. Obmywa mój dom wielkim grzebieniem. Pachnie świeżością i burzą ale burzy nie ma. Opary świeżości dają ukojenie w niekończącej się medytacji. Deszcz niesie spokój. To chyba najważniejsza jego funkcja. Jest jeszcze jedna – grzyby. Czekamy na nie z utęsknieniem ale one nie pokazują się jeszcze pomimo pełni. Może po tych opadach coś się ruszy i okratki wystawią wreszcie z ziemi czerwone łapki a z kapeluszy kani zrobię sobie wielkie kotlety. Niestety grzybnie milczą obrażone. Wczoraj ani wypustki. Nic nie puchnie nad ziemią, nic się nie wdzięczy.

Deszcz ucichł.

Na pierwszy plan ciszy wystawia się chrapanie zmęczonego człowieka na dole. Zaraz wstanie i od nowa rozpocznie swoją podróż dnia. Współczuję. Dziękuję Wszechświatowi, że moją pracę mogę zaczynać i kończyć tutaj. Szkoda że tylko w lecie ale to i tak bardzo wiele. Ciągle celebruję z wdzięcznością ten dar. Staram się uważnie go obserwować i jeszcze bardziej doceniać.

Mokra asfaltowa droga służy mi do przyjemnych spacerów, o każdej porze dnia.

Deszcz ustał.

Cisza zapada w sen. Półmrok niemyślenia. Chyba pozwolę sobie z powrotem zasnąć. Trzeba celebrować tę ciszę. Ozdobić ją snem, który musi nadejść i postawić kropkę.

Dodaj komentarz