Szkiełka

Wypadek był kumulacją wszystkich wcześniejszych konfliktów. Czujemy się jakby ktoś nam podarował nowe życie. Myślę o drzewach i krzewach, które umożliwiły nam miękkie lądowanie. Jakby siła natury górowała nad złośliwym losem od początku tej podróży.

Drobne części szyby obsypało całe moje ciało niczym deszcz mikroskopijnych meteorytów. Krzyk P. brzmi w głowie jak alarm. Mokra trawa i liście. Zieleń i porozwalane czarne części plastikowych puzzli samochodu. Stres. Pustka w głowie. Wymazana pamięć chwili, która nie miała nigdy nastąpić. Nie pamiętam momentu poślizgu ani „lądowania”. Tylko wstrząsy. Z boku na bok jak byśmy byli kuleczkami w wielkiej grzechotce. Ciemność. Na koniec szarpnięcie. Moje ręce na masce. Zaciśnięcie pasa. Niedowierzanie. Przytuliły nas drzewa i krzewy. Zieleń soczystych liści na szybach w pajęczynie pęknięć i w resztkach bocznego lusterka.

Słowa. Niespieszne przywracanie świadomości jak po długim śnie. Sprawdzanie. Małe złamane drzewko uniemożliwia mi otworzenie drzwi. Nie mogę wyjść. Deszcz. Szukam okularów. Wszyscy cali? Cali. J. I P. Szukają okularów pod nogami. Oglądamy nasze ciała. Rozmowy drżącym głosem. Nareszcie bez kłótni. Współpracujemy. Zimno mi w nogi. Brudne kolana. Wyciągam spodnie i kurtki. J. ma koszulę w kolorze błota z maleńkimi kropelkami krwi. J. nie ma głowy do przebierania. P. ma niegroźne otarcia. Nic nie pamiętam. Co się stało?

Żyjemy.

Telefony. Ubezpieczenia. Laweta. Znów telefony. Odmowy. Czekanie. Ubezpieczenie. Ta mała pieprzona karteczka zalana kroplami deszczu. Dane, szukane, rozmazane… Czas stoi. Jakaś puszka z piwem wybuchła rozlewając się po bagażniku. Czekoladki na prezenty leżą bezładnie na powierzchni kolorowych rzeczy. Deszcz. Szukam kurtek dla wszystkich w czerwonej torbie. J. wykonuje kolejny telefon i kolejny, i kolejny… Lokalizacja. Pinezka. Przesyłanie. Fotografuję wszystkie otrzymane adresy, telefony, mapki… Adresy piętrzą się na wyświetlaczu. Mieszają. Jesteśmy w dupie. Nikt nas tu nie znajdzie.

Nie myślę. Działam. Szkiełka w stopach i na rękach kłują jak wata szklana. Wyciągamy je nawilżonymi chusteczkami. Jak zdążymy na egzamin?

Żółta laweta. Wyluzowany operator żółtego smoka z hakiem, energiczny ale spokojny Chorwat, dobrze. Zna się na rzeczy. Pyta mnie czy wszystko ok. Kiwam głową. Wyciąga z J. auto. Pod kątem. Bez zderzaków i lusterek. Pełno czarnych plastikowych odłamków na świeżo skoszonej trawie. Rozsypka z układanki podobnej jeszcze przed godziną do samochodu. Gdzieś. Tam w zaroślach została rejestracja. Dalej zimno mi w nogi. Szybka mojej komórki wygląda jak podrapana przez wściekłego kota. Wsiadamy do kwadratowej kabinki. Dziękuję i żegnam się w myślach z tymi drzewami. Milczymy. Kwatera, właścicielka z współczuciem, teatralnie zawiesza głos. Chorwat z J. wstawiają auto przy parkingu właścicielki. Żegnamy się i dziękujemy.

Kobieta pokazuje nam pokoje. Przynosi fakturę. Coś znowu się nie zgadza. Ktoś komuś nie przelał środków. Faktura i kolejne telefony z wyjaśnieniami. Odwoływanie wcześniejszego noclegu. Znów wysyłanie lokalizacji. Wszyscy przepraszają za uniedogodnienia. Wszyscy zwlekają. Przepraszają, opóźniają. Nic nie czuję. Może to tylko symulacja życia. Szkiełka we włosach. W głowie spokój. Zupełny odpływ. Obojętność.

Sezon urlopowy. Telefony… telefony… telefony… Nic się nie rusza z miejsca. Tylko deszcz.

Czekamy na auto zastępcze. Teraz czekamy już na drugie, bo pierwsze się nie zjawi. Popłaczę sobie jutro, jak mawiała Skarlett O’Hara.

Tyle lat bez przygód, nieoczekiwanych zdarzeń aż do dzisiaj. Jak widać limit i na to się wyczerpał. Każdy ma swój przydział. Nasz jest na wyczerpaniu. A może nie…

7 myśli w temacie “Szkiełka”

  1. Współczucie i truizm: Wszystko dobre, co się dobrze kończy, a najważniejsze jest życie. Powodzenia w przechodzeniu tych wszystkich, związanych z incydentem ,no…nazwijmy to kłopotów.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz