Pozwalam sobie na niezadaniowość. Leżę.
Powietrze ciężkie przed burzą rozrzedza lekki wiatr. Na gałązce ląduje sikorka z dziesięciominutową regularnością, po niej konik polny zaczyna skrzeczeć pod tarasem, rytmicznie co dwie sekundy a tłusty pająk nakłada kolejną warstwę nici pomiędzy belkami. Oczekiwanie na deszcz zmusza te biedne istoty do pracy. A ja leżę. Nic nie tkam, nie skrzeczę, nie buduję. Upał. Cisza. Nic się nie dzieje. Leżę. Wypluwam z siebie banalne słowa zaklinając nudę. Odpoczynek… To się nie dzieje na prawdę.