Zapchany informacjami umysł ma już dość czytania.
Jakiś wirus zalał mgłą synapsy. Przepełnienie, nadmiar, zmęczenie.
Wszystko dzieje się jak we śnie. Dziwaczne kadry z dzieciństwa przeplatają się ze smutkiem istnienia. Płaczące wewnętrzne dziecko. Pocieszam, wspieram, przytulam.
Przechodzę na drugą stronę kadru. W końcu jestem w swoim filmie. Rzeczywistość jest tylko moja. Manekiny zostały we śnie i na ulicy zdarzeń. Nic nie znaczą. Jest tylko moja postać. Ależ to rzeczywiste. Chyba mi odbija.
Nie ma miejsca na przemyślenia. Gorączka. Zapchane, przepełnione kształty nie mieszczą się w dłoniach. Ciężkość bytu wygrywa. Choroba rozwija się jak wąż. Sponiewiera nasze ciała. Wyciska ostatnie poty i wypluwa rodzinnie za rogiem istnienia. Będziemy dochodzić do siebie tygodniami. A tu taka piękna wiosna. Jaka szkoda.