Kolejny ranek w atmosferze niczego. Oczekiwania na coś, co daje obietnicę cudu mentalnego. Doznanie, które nigdy nie nadchodzi.
Jaśnieje za szybami. Całkiem niepotrzebnie. Półmrok z przaśnymi lampkami na balkonach rozświeca przestrzeń kolorami. Światełka dają ukojenie. A nawet uspokojenie. Migoczą daleką przeszłością niemal dzieciństwem jak połyskujący na kremowej czapce z pomponem wielki złoty pająk z zielonym błyszczącym kamieniem. Broszka, którą dostałam od cioci Bogdy. Spontanicznie, ponieważ spodobał mi się na czapkach jej synów. Podtrzymując opadającą na oczy górną część. Dobry prezent dla malucha lubiącego błyskotki. Czasem dostajemy coś znienacka. Po latach domagania się szarpania o wszystko. Proszę masz. I już.
Dary.
Przychodzą gdy już nie ma na nic nadziei. Zjawiają się jak ludzie po latach z dobrą nowiną. Niespodziewanie. Dotychczas przyciągaliśmy samo zło, a tu proszę niespodzianka. W punkcie zwątpienia świat z nas zadrwi dając iskierkę nadziei. I życie toczy się innym torem. Tym lepszym. Błyszczącym. Nieprzewidywalnym. I niech nie zawraca. Żadna myśl niech się nie cofa w rejony, które już były. Chcę nowego. Niech się toczy.
Jeszcze jaśniej.
Prawie ósma P. śpi w najlepsze. Zmywarka buczy. Pralka obraca w bębnie pościel przywracając biel jasnym paskom. Jest jakby spokojnie, wdech – wydech. Monitor komputera czule się wygasza, nie narzuca. Ale leciutko przypomina ile dziś czasu pochłonie. Mojego biednego czasu.
Dzwony.
Ósma. Dzwony wydobywające się z brzucha kościoła wystającego znad mojego parapetu przypominają dzwony piekieł. Tak je nazwał J. po pierwszej nocy. Od tej pory nic już nie było jak dawniej. Uniesienia, miłość, czułość, zazdrość, dzieci, choroby, rehabilitacja, terapie, strach, stres, depresja, wypalenie, brak czasu, brak pieniędzy. Tworzenie, zarabianie, zarabianie coraz więcej zarabiania i znów choroby i znów wypalenie. Tkanka życia z dziurami i przetarciami… ale jednak. Zaskoczenia. Przebłyski światła pomiędzy linią mroku. Zanim lub przed tym gdy wszystko runie lub znowu nas wystraszy na dobre. Nie myślimy już tak intensywnie. Robimy stop klatki. Tu i teraz sprawdza się najlepiej. Chociaż nie jest do końca wystarczające.
A jednak łagodzi lęki.
Wygładza ataki paniki. Nieuleczalne staje się wyleczone na zawsze. Zanim kolejna choroba nie zaskoczy nas we śnie. Wszystko płynie.
Pełnia nie pozwala się wyspać. Tylko na chwilę. Zmęczenie zawsze wygrywa. Zasypia nad zupą. Resetuje przeszłość. Ruszamy z nowymi siłami. Mam nadzieję, że przesilenie nam sprzyja. Zapalam białą świecę. Oczyszczam atmosferę. Przywołuję dobrą energię i wypędzam choroby z mojego domu. Niech światło działa znowu na naszą korzyść.
grudzień 2024