Co się dzieje w mojej głowie od rana w takie dni jak ten?
Nie lubię tych pseudo spokojnych niedziel gdy wewnątrz mnie kumulują się niepewności i zadania na przyszły tydzień. Intuicja i złe podszepty zbierają się na cotygodniowe zebranie w moim żołądku.
Niedziela, żaden to odpoczynek, Tylko tupanie nogami na niewidzialnej bieżni przed startem. Coraz więcej niepewności. Coraz mniej czasu. Coraz mniej pomysłów. Przychodzę że światłości a zmierzam do nikąd. Wrażenie bezsensu i łapania do kupy zdarzeń trzyma mnie w podejrzliwości. Nadmiernej czujności. Odbiera cel. Rozmywa radość życia.
Piątek był raczej obiecujący. Przywołujący dobre wrażenia. Pełen pracy i odpoczynku wyzwalał radość. Cząsteczki spełnienia. Chwila wolności w głowie. Dobrej samotności. J. Cały dzień pracował. S. Przy komputerze w nieustannej walce z potworami, a P. Spełniał swoje pasje przy oglądaniu kolejnych przecudownych filmów do których nie dałam się namówić. W przerwie poszedł po piwo. Natrafił na pijanego sąsiada, któremu pomógł wczłapac się na pierwsze piętro. To nie było proste zadanie bo potwór waży prawie tonę. Pomógł mu pozamukać auto i pozbierać porozrzucane w śniegu kluczyki, komórki itp. Nieszczęśnikowi zbiła się flaszka pocieszycielka. Wysmarował krwią ściany do pierwszego piętra i ramię kurtki mojego syna…
Zawsze pomagamy nieudacznikom w nieustającej beznadziei nie lecząc przyszłości. Jutro żona krzykiem pogardzi jego bytem. Ich Walentynki nie będą należeć do udanych. Ukochana butelka wódki rozsypała się w pył dezynfekując schody. Piotrka dobre uczynki nie zostaną zapisane na kartach moralnych dokonań. Nikt nie będzie tego pamiętał. Nawet sam użytkownik alkoholowej nieświadomości.
A dzisiaj cicho. Jakby świat na chwilę zamilkł. Zaraz ósma. Wskazówka niespiesznie dobije godzinę. Od śniadania do kolacji. Zakończy kolejny rozdział. Mycie i rósł.
Może las? Jeśli dobrze się poukłada. Zmusić się do wstania. Na to jak na życie nie ma wciąż przepisu.