Obiecałam sobie , że zadbam o swój odpoczynek jednak wyszło jak zawsze. Wrzesień sponiewierał mnie porządkami i szybkim publikowaniem tekstów oraz wprowadzaniem niemal natychmiastowych poprawek. Myślenie i sprzątanie dają podwójną dawkę zmęczenia. A to z kolei odbija się na zdrowiu i wahaniach wagi. Brak higieny dnia produkuje lęki i nadmierne przejmowanie się pierdołami. Brak refleksji i czasu dla siebie to nic dobrego. Do tego syndrom oszusta napędza jeszcze bardziej mój pracoholizm zwłaszcza przy nowych projektach. Mózg łowcy nakazuje mi zaczynać poszukiwania, włącza kreatywność i otwiera rolki z nieskończoną ilością zadań.
Muszę się zatrzymać ale potrafię. Muszę pomyśleć o sobie ale nie umiem. Muszę zaopiekować się lepiej rodziną, zapewnić zdrowsze jedzenie a nie te śmieci. Muszę zaopiekować się całym światem ale nie nadążam. Muszę oderwać się od tego choć na chwilę bo zwariuję.
Czuję się jak chomik w kołowrotku. Przebieram łapkami i tkwię wciąż w pustym punkcie. Poruszam się ale nie zmieniam drogi.
Czas zacząć coś naprawdę nowego. Myślałam, że już to zrobiłam… Niestety. Moje wytarte ścieżki neuronalne kpią sobie z moich wysiłków. Zacznę chyba spisywać chore błędy przyzwyczajeń na kartce… Jeśli wystarczy mi czasu. Jestem zmęczona.
A właśnie, miałam przeczytać Społeczeństwo zmęczenia.
Ale jestem zmęczona.
Fot. Grzyb „Palce umarlaka” na moich bagnach…