Znowu cisza. Poranek. Choroby wirusowe powodujące zmęczenie i produkujące czarne myśli na koniec tygodnia. Jak ogarnąć całość, kiedy nie można nawet wstać. Jak znaleźć entuzjazm, kiedy nie można spokojnie zjeść, bo zaraz biegnie się do muszli, żeby wszystko zwrócić obydwoma kanałami dystrybucji. 5 dni jak we śnie. Jak we mgle, w której ktoś coś mówi, informuje, domaga się , a ty słyszysz jak przez grubą szybę akwarium. Niby wiesz co robić, ale rozkaz nie dociera do strategicznych organów wykonawczych. Mózg nie filtruje należycie zadań. Odłącza się w niespodziewanych momentach. Zapomina o planach dnia, o ważności rzeczy i kolejności. Wszystko zwolniło jeśli nie wysiadło. Ciało przechodzi w tryb lewitacji unieważniając istnienie. Wszystko traci ważność. Jest tylko sen. Bóg sen opanował każdą cząstkę świadomości. Nikt z nim nie walczy.
P. zarzygał w nocy całą łazienkę. Dawno tego nie robił, więc nie miał tyle wprawy co jego młodszy brat, który w tej kwestii jest niemal wirtuozem. P. podrostu torsjował z lotu ptaka z ciśnieniem węża strażackiego opryskując umywalkę, sedes ze spłuczką, wannę oraz pralkę. Ściany łazienki przybrały tło „Wodnych ścieżek” Jacksona Pollocka, aż żal było niszczyć to unikalne dzieło. Niestety ani jedno ani dwustronne oczyszczenie organizmu nie doczekało się poprawy. Zarówno jego ciało jak i moje ma obecnie status „chyba jeszcze raz”. Jasną stroną tego stanu rzeczy jest niewątpliwie dieta głodowa, a co za tym idzie redukcja tkanki tłuszczowej. Może stanie się dobrym początkiem efektywnej diety. Jak mawiał klasyk najlepsze rzeczy są za darmo.
J. dzwoni z pracy, że rzyganie ogarnęło niemal cały Wałbrzych. Znajomi z pracy i znajomi znajomych spędzają noce na klęcząco obejmując muszle kompaktowe Cersanit Paros, Iva czy Nevada duroplast z wolno opadającymi deskami wlewając do nich bez końca ziarnistą, kwaśną substancję wewnętrznej złej przemiany. Fala torsjowej mazi wyrwała się spod kontroli i przetacza się przez miasto a jej fale spiętrzają się na wysokości czwartego piętra. Zalanie szkoły, place, Lidle i Biedronki. Śmierdząca masa wzbiera a pompy strażackie nienadążają usuwać jej nadmiaru z okolicznych piwnic. Szkoły i uczelnie odwołują zajęcia. Fabryki zwołują narady. Alerty zapełniają pamięć smartfonów a urzędy skracają czas pracy tylko do dwóch godzin. Straż miejska kieruje ruchem na większych skrzyżowaniach. Dochodzi do niekontrolowanych wybuchów paniki. W oczach przechodniów widać strach i niedowierzanie. Ile razy jeszcze będę rzygał?! Kiedy to się skończy?! Ktoś biegnie z krzykiem środkiem ulicy. Rodzina Winnickich zbiera się wraz z innymi w kościele. Profesor Dąb-Rozwadowski zorganizował śpiwory a Cichowscy termosy z herbatą i kawą. Na stacjach benzynowych ustawiają się kolejki a z Żabek zniknął zapas papieru toaletowego. Niedługo wyłączą prąd i ogrzewanie. Odetną nas od internetu. Ziemia przestanie się kręcić. Wszechświat runie na dno czarnej dziury. Nadszedł czas próby… Ale nie lękajcie się! Jeszcze nie padło ostatnie słowo. Jeszcze na dnie zranionych dusz tli się płomień nadziei a my winniśmy mu cześć! „Będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na lądowiskach, będziemy walczyć na polach i ulicach, będziemy walczyć w górach; nigdy się nie poddamy…” – Winston Churchill