Piątkowe poranki ubierają się w jesienne płaszcze. Są obietnicą cudu, który nigdy nie nadchodzi. Jednak obserwujemy symptomy i trzymamy się złudzeń. Będzie dobrze. A jednak…
Praca w dzisiejszych warunkach jest nie do wytrzymania jeśli jest pracą na cudzy rachunek. Myślę, że potrzeba naprawdę dobrej gratyfikacji, żeby przetrwać w niej miesiąc z dobrym stanem neuronów pod kopułą. Jeśli jest się posiadaczem wrażliwego umysłu poszukującego nowych wrażeń i inspiracji – już jest się trupem.
Rankiem stężone i ściśnięte myśli ulatują wraz pierwszym dźwiękiem budzika w starej Noki, której wytrzymałość zredukowała się właściwie tylko do tego. Później te myśli odlatują spłoszone jak stada jesiennych gęsi wznoszących się w panice za nerwowym przewodnikiem czującym nagły przymus odlotu. Później trudno je złapać. Dlatego poranki są najważniejsze i nie można ich marnować. Zwłaszcza gdy czas w tym wymiarze przyspiesza i niemiłosiernie kurczy. Świadomość nakazuje wykorzystywać je na robienie najmądrzejszych rzeczy. Później myśli głupieją zaprzągnięte do codziennych nudnych zadań tracą magię. Czar pryska. Zamieniamy się w automaty. Pościel, talerz, koszula, pośpiech. Tylko szybujący gawron za oknem przypomina o przestrzeni innych możliwych zdarzeń. Ale ciebie tam nie ma. Jesteś przytłaczająco obecny w zamkniętym akwarium. Możesz jedynie postukać w szybkę by dać się kolejny raz zignorować ptakom.
Ignorancja to smutne słowo naszych czasów. Ignorowane dzieci wyrastają w domach ignorujących je matek i ojców, którzy byli również ignorowani przez swoich rodziców. Wymówką jest praca. Ciężka praca. Później choroba a następnie choroba alkoholowa, opioidowa, dopalaczowa. Są też inne przyczyny. Kalectwo emocjonalne skutkujące niewyobrażalnym niewidzeniem słonia lub zaburzenia psychiczne. Możliwości jest wiele.
A może to tylko wynik nieprzetwarzającego rzeczywistości umysłu w wyniku czego powstaje niewidzenie. Czasem się zastanawiam na ile możliwe jest to niewidzenie. Może jest formą sadyzmu, zadośćuczynienie za znikanie innych w jego przeszłości. Galopująca forma zemsty – nikt mnie nie dostrzegał dlatego ja nie zauważam was. A może jest zwyczajnym niewidzeniem wynikającym z braku dostatecznej uwagi. Tak czy owak tylko ludzie są zdolni do niewidzenia zamierzonego lub niezamierzonego. W naturalnym świecie to się nie zdarza. Dzikość nie może sobie pozwolić na niewidzenie. Wejdź do lasu. Tam każdy twój krok jest rejestrowany przez miliony istnień. Ukryte za drzewami zmysły kontrolują każdy twój ruch. Jesteś na świeczniku. Przekroczyłeś barierę ignorancji. Przez moment jesteś bardzo ważny. Straszny i piękny bez lajków. W tym wymiarze wszystko zdarzyć się może bez większego wysiłku…
W ludzkiej dżungli musisz walczyć o widoczność. Ściągnąć spodnie. Wystawić cycki. Wystawić na pośmiewisko swój spieprzony umysł… Krzycząc: popatrz! Jestem! Istnieję! Czuję! Zlituj się nad moją samotnością. Umieram przez nią!
W odpowiedzi jak zwykle dostaniesz bezdźwięczne spierdalaj.